Wczesne marcowe słońce próbuje nieśmiało wejść przez zasłonięte rolety do sypialni. Wstaje nowy dzień, kolejny w Twoim życiu, gdy wyruszasz w podróż za kolejną przygodą w nieznane. Zaraz zjesz śniadanie, umyjesz się, ubierzesz, zamkniesz drzwi do mieszkania mając przed sobą marzenia i plany, których realizacja wydaje się być teraz tak blisko.

Natura ludzka każe nam podróżować. Nasze życie jest wędrówką, której cel wybieramy sami. Podróżowanie wyraża nasze pragnienia, cele do których dążymy. Podróżowanie pozwala doświadczać nowych miejsc, poznawać ludzi i przyrodę. Podróżowanie uczy odpowiedzialności za siebie i za innych.

Dzisiejszy świat umożliwia nam dostęp do każdego zakątka na Ziemi, do miejsc pięknych i wspaniałych. Czy korzystamy jednak z tego? A może wybieramy oklepane egipskie i tureckie kurorty, z których poza pięknymi murami i odgrodzoną piaszczystą plażą nie dostrzegamy niczego? Życie każe nam poznawać i inspirować się kolejnymi odwiedzanymi miejscami.

Czytasz ten tekst zapewne po obfitym wielkanocnym śniadaniu, spędzonym w rodzinnym gronie i frustrujesz się ulewnym deszczem za oknem Twojego rodzinnego domu. Mnie też to wcale nie cieszy. Ale może ma to swój sens? Może ktoś wyżej świadomie każe Ci usiąść i zastanowić się, czy kolejna runda na Gassy, czy wokół Zalewu Mietkowskiego ma jakikolwiek sens? Przecież masz tyle możliwości i szans do wykorzystania, a wybierasz wciąż tą samą, bezpieczną i utartą ścieżkę. Czy to nie jest zbyt łatwe?

Tak, wiem. Życie na walizkach kosztuje i nie każdego stać, aby móc sobie pozwolić na ciągłe wyjazdy. Wystarczy jednak odrobinę kreatywności by móc rozkoszować się epickimi, jak to my kolarze określamy, przeżyciami. Rozglądnij się dokoła, zapomnij o cyferkach wyświetlanych na Garminie, zwolnij odrobinę, a dostrzeżesz więcej. Być może tuż za zakrętem tej bocznej drogi którą gardziłeś za każdym razem kryje się ciekawy i mocny podjazd?

Pamiętam wielokrotnie zdziwienie współtowarzyszy, gdy przejeżdżając pod Strzegomiany za Sobótką proponowałem przedłużyć podjazd odbijając prawo. „To tam jest jakaś droga?” – wszyscy pytali z ogromnym zdziwieniem. Dzisiaj z tajemniczej ścianki pozostały wspomnienia, podobnie jak z KOM-a, którego dzierżyłem przez jakieś dwa sezony. Niebawem nawet wjadą tam zawodowcy przejeżdżając kolejne kilometry Wyścigu Wyszechradzkiego.

Od dwóch dni przebywam u podnóża Jesioników, ostatniego pasma Sudetów Wschodnich, gór przeze mnie ukochanych i w tym okresie roku dla kolarza szosowego nie zawsze dostępnych. Znam je doskonale, nie potrzebuję map, GPS-ów, planów. Te tworzą się w mojej głowie same. Mógłbym po tych rejonach jeździć z zamkniętymi oczami. Od kiedy mam do nich dostęp ograniczony do kilku razy w przeciągu roku, staram się uzyskać z nich maksymalnie tyle ile się da.

Z takim też celem jestem tutaj teraz. Odkryć coś czego jeszcze nie ujrzałem, dotrzeć w miejsca, które wydawały się niedostępne. Mógłbym tak jak Ty pojechać klasyczną rundę na Rejviz, bóstwiony przeze mnie przy każdej sposobności, choć tak naprawdę nie wiem w czym tkwi sekret tego miejsca.

Znam je od dziecka, przybywałem tu z rodziną odwiedzając Mechove Jeziorko, które nie okazało się niestety gorącym źródłem do którego można wskoczyć i się błogo chlupać, byłem tu na wycieczce szkolnej z „Vodą” w ręku docierając pod ruiny zamku Koberštejn. Byłem też wielokrotnnie sam na sam z dziką przyrodą i otaczającymi łąkami i lasami. Rejviz jest świetnym odzwierciedleniem sensu tego tekstu. Zasadniczo możesz dojechać tam od strony Zlatych Hor, lub Jesenika.

I 99% osób właśnie tak czyni. Wśród pozostałych znajduję się, jak się słusznie domyślasz, ja. Możliwości dotarcia do tego okrytego niesamowitą magią miejsca znam co najmniej kilka więcej, niż te wspomniane wyżej. Ba, wszystkie z możliwością wykorzystania do tego rowera szosowego.

Poszukuję, eksploruję i zachwycam się na nowo. Rejviz to tylko jeden z wielu przykładów, które mógłbym mnożyć. Kolejny choćby z wczoraj. Południowo-wschodni wiatr w połączeniu z mgłą zmusiły mnie do zmiany wcześniejszych planów. O wjeździe w głąb górskich przełęczy nie chcąc specjalnie ubrudzić roweru mogłem zapomnieć, jazda po płaskim satysfakcjonująca przy wietrznych porywach także być nie mogła.

Pozostały lasy i pagórki ukryte pomiędzy Nysą, a granicą kraju. Pagórki, które znałem w dzieciństwie głównie z pozycji fotela pasażera samochodu, może i kiedyś także zasmakowałem ich z pozycji siodełka, choć szczerze mówiąc tego nie pamiętam. Okazały się dość mocnymi podjazdami, dającymi mnóstwo satysfakcji, nawet jadąc na niemal pustych nogach. Efekt marcowy daje o sobie znać, ale za dwa tygodnie nie będę pewnie już pamiętał o tych cierpieniach.

Strach przed nieznanym i nieodkrytym jest w nas wrodzony. Ale nie bójmy się odkrywać, nie bójmy się podróżować. Świat, nawet ten najbliższy może dać Ci mnóstwo niespodziewanych wrażeń i nieocenionej satysfakcji. Rusz więc w drogę i zachwycaj się na nowo tym co znasz i tym co dopiero odkryjesz. Bądź jak Kolumb, lub po prostu bądź sobą. Tego Ci życzę.

Udostępnij

O autorze

Jeżdżę na rowerze. Podobno dużo. Na co dzień pracuję przy dużych zbiorach dziwnych liczb. Robię też zdjęcia -> www.birecki.photos I bardzo lubię pisać. Dlatego ten blog.