Dwa okrążenia po Pau

Pierwszy dzień przyniósł nadspodziewanie wiele wrażeń, ale te najważniejsze wciąż były przed nami. Po krótkiej nocy rozpoczętej wspólną kolacją, pełni entuzjazmu i naładowani energią ruszyliśmy do Pau. Etap czasowy rozpoczynał się dopiero o 14:00, ale przygotowany dla nas program sprawił, że na nudę nie mogliśmy narzekać. Po kilkudziesięciu minutach dotarliśmy pod hotel w którym spali kolarze CCC Team, ale również kazachskiej Astany i brytyjskiego Team Ineos. To właśnie ta drużyna w ostatnich kilku latach zdominowała La Granda Boucle, a począwszy od 2012 roku Brytyjczycy: Bradley Wiggins, Christopher Froome i Geraint Thomas tylko raz – w 2014 roku – oddali końcowy triumf Vincenzo Nibalemu.

W pierwszej kolejności udajemy się do ciężarówki zespołu w której przechowywany jest sprzęt i przygotowywany do kolejnych etapów. Mechanik Michał Pomietło akurat kończy naklejać szytkę na koło. Każdy z zawodników ma na Tourze minimum 5 rowerów, a łącznie w wozie jest ich 44. Do tego jeszcze rowery dyrektorów sportowych, którzy przed etapami również kręcą kilometry, często sprawdzając newralgiczne miejsca na trasie. Steve Bauer ściąga z wieszaka karbonowe koło Cadex-a. – Spójrz, jakie lekkie. Faktycznie. Waży tyle co nic, a różnice pomiędzy moimi DT Swiss’ami jest wyraźnie odczuwalna. Wprawiam je w ruch, chcąc usłyszeć najprzyjemniejszego dla kolarskiego ucha odgłosu – przemieszczających się zapadek bębenka.

– A czy mogę zobaczyć z bliska rower Grega? – pytam Michała.

– Jasne, tylko który? Bo on ma ich tutaj chyba z 10.

– Ten złoty oczywiście.

– Dobra, ale dam Ci ten rezerwowy.

Maszyna mistrza olimpijskiego na żywo wygląda jeszcze bardziej imponująco, niż na zdjęciach choć wagowo nie odczuwałem specjalnej różnicy wobec mojej Helgi.

– Jeździłbym – stwierdzam, dziękując za możliwość pomacania najpiękniejszej maszyny w całym wyścigowym peletonie.

– A właśnie. A propo jazdy. Steve, który to jest Twój rower? – zapytała Kasia, przypominając naszemu opiekunowi o obietnicy złożonej dzień wcześniej, że będziemy mogli przez chwilę pokręcić na rowerach. Dyrektorzy sportowi korzystają z tych samych modeli co kolarze, z tą różnicą że ich rowery są w fabrycznej specyfikacji – dokładnie takiej samej, jaką każdy może kupić w sklepie.

– Tylko wiecie, ja mam krótkie nogi i on będzie dla Was trochę za mały – ostrzega nas Steve.

– Damy radę!

Włączam Stravę (no bo jak inaczej!) i ruszam na ulice Pau. Tych kilka kilometrów pozwoliły uspokoić nogi, które po dwóch dniach przerwy były już żądne kręcenia. Rowery z których korzysta CCC Team w pierwszym odczuciu są bardzo sterowne i potrafią bardzo szybko przyspieszyć. Korzystając z zamkniętej drogi i równego jak stół gładkiego asfaltu postanowiłem zobaczyć ile uda mi się z tej maszyny wycisnąć. Rozpędziłem się do 55 km/h (tylko nie mówcie Steve’owi!). To co mnie we wszystkich rowerach zaintrygowało to długość mostka. I z chęcią przygarnąłbym taką owijkę – miękką i bardzo przyjemną w dotyku.

Oczekując na kolarzy CCC Team, którzy mieli zejść się z nami spotkać spaceruję wokół wozów pozostałych dwóch ekip. Otwarte drzwi ciężarówki Astany zachęcają, by zobaczyć i porównać zaplecze jakie mają do dyspozycji inne drużyny. Wąsko i ciasno – stwierdzam na pierwszy rzut oka. Ciężarówka jaką mają do dyspozycji Kazachowie zdecydowanie różniła się od wnętrza ciężarówki CCC Team.

W pewnym momencie dostrzegam małe zamieszanie przy hotelowym wejściu. A tam nie kto inny, jak sam Geraint Thomas, ubiegłoroczny zwycięzca Tour de France. Nie mogę się oprzeć pokusie i podobnie jak wiele innych osób strzelam selfie. Chwilę później pojawiają się kolarze CCC Team. Zamieniamy kilka słów z Łukaszem Wiśniowskim. Pytam go o odczucia, wszak to dla niego debiut w francuskim wyścigu.

– Panuje tu niepowtarzalna atmosfera, którą mogę chyba tylko porównać z belgijskimi klasykami – podkreśla. Robimy jeszcze zdjęcie grupowe, które Marek od razu umieszcza w mediach społecznościowych. Swoją drogą dopiero wieczorem dostrzegliśmy jak dobrą i niezauważalną pracę wykonuje, przeglądając wrzucane przez cały dzień relacje na Instagram’a. Czas ruszać na start etapu. Przed rozpoczęciem czasówki zamierzamy odwiedzić jeszcze słynną Bienvenue au Village. Tam udaje mi się zdobyć białą koszulkę w czerwone grochy – symbol noszony przez najlepszego górala, którym podczas tegorocznej edycji jako pierwszy był Greg van Awermaet. Zdobył ją podczas pierwszego etapu w Belgii, na Mur de Grammont – tuż obok swojego rodzinnego domu. Zamierzam ją wykorzystać w jedyny słuszny sposób.

Wsiąść do samochodu… niebylejakiego

Choć w wiosce jest przyjemnie, smacznie i bąbelkowo to musimy wracać w okolice autokaru CCC Team. O 15:00 razem z dyrektorem sportowym Valerio Piva mieliśmy wsiąść do samochodu technicznego i przejechać trasę czasówki wokół Pau z Serge Pauwelsem. Na zobaczenie wyścigu z takiej pozycji mają szansę tylko nieliczni. To, co rzuca się w oczy to ilość sprzętu niezbędnego w trakcie jazdy. Jeden z monitorów wyświetla trasę, która szczegółowo przeanalizowana przed etapem. Dzięki temu dyrektor sportowy jest w stanie przekazać informację o każdym zakręcie, nierównościach, czy długości i nachyleniu zbliżającego się podjazdu. Kolarz ufa w pełni temu, co usłyszy w słuchawce, dzięki czemu może – w szczególności na czasowym etapie – nieco zyskać.

Na drugim monitorze mamy włączoną relację telewizyjną, do tego przez radio wyścigu co rusz podawane są ważne komunikaty. Etap czasowy ma to do siebie, że jest szybki. Nawet bardzo szybki. Samochód musi nadążyć za kolarzem, często wykonując manewry wymagające odpowiednich umiejętności. Valerio Piva bardzo swobodnie i z dużą gracją wciska się w kolejne ciasne uliczki, mimo że oddzielające nas od publiczności barierki są w odległości nie więcej jak jednego metra. Prawdziwą klasę doświadczamy dopiero na zjazdach. Tam dyrektor sportowy, aby nadążyć za kolarzem musi wchodzić w zakręty mając nawet 80 km/h.

Siedząc w samochodzie technicznym możemy dostrzec też, jak wielkim świętem dla Francuzów (i nie tylko) jest Tour de France. Po drodze mijamy niezliczone rzesze kibiców, niejednokrotnie przy kamperach, którzy dobrze się bawią już na długo przed startem etapu. Podjazdy w całości wymalowane są kolejnymi nazwiskami kolarzy, którzy mają je pokonać i nie brakuje osób, które w jakiś sposób chcą się wyróżnić i dać zauważyć telewizyjnym kamerom.

Końcówkę etapu oglądamy już z hotelowego baru. Steve zaprosił nas jeszcze na pożegnalne piwo i wino. Opowiadam mu o zbliżających się planach, pokazuję zdjęcia swoich rowerów, w tym przygotowanego do wyprawy. Kilka minut przed 17:00 z naszego pola widzenia znika Maciej Orłoś i wraca ponownie o… 17:18. Żartujemy, pytając gdzie ukryte jest studio, na co Maciej stwierdza jedynie:

– No słuchajcie, to się ma we krwi. Po prostu.

Etap zbliża się ku końcowi, na mecie pojawia się Geraint Thomas zwalniając po dłuższym czasie z obowiązku siedzenia na „gorącym krześle” Thomasa de Gendta. Wydawało się, że to on będzie zwycięzcą, ale nikt nie spodziewał się tego, co chwilę później dokonał Julian Alaphilippe. Przejechał trasę etapu w 35 minut, o 14 sekund szybciej niż Thomas i nie dość, że zachował koszulkę lidera, to jeszcze powiększył przewagę w klasyfikacji generalnej. W barze rozległy się gromkie brawa, a Francuzi chyba uwierzyli, że to ich rodak może po wielu latach w końcu wygrać Wielką Pętlę.

W tym zgiełku dostrzegam na korytarzu zmierzającego do swojego hotelowego pokoju Egana Bernala. Młody Kolumbijczyk swoimi dotychczasowymi osiągnięciami potwierdza, że już niebawem będzie o nim bardzo głośno. Powyższe zdjęcie jest tym z kategorii: „na przyszłość”.

Gdybym mógł… pojechałbym jeszcze raz

Nawet się nie obejrzeliśmy, a minęły dwa intensywne dni wypełnione po brzegi wspaniałymi wrażeniami. Obecność na Tour de France pozwoliła mi nie tylko doświadczyć czym jest najważniejszy wyścig świata, ale i poznać w jaki sposób funkcjonuje zawodowa drużyna kolarska na najwyższym poziomie. Otrzymałem sporą dawkę motywacji do realizacji własnych celów i gdybym mógł… to z chęcią bym powtórzył ten wyjazd. Dziękuję CCC Team za takie wyróżnienie i trzymam za Was kciuki w każdym wyścigu! Do zobaczenia.

Udostępnij

O autorze

Jeżdżę na rowerze. Podobno dużo. Na co dzień pracuję przy dużych zbiorach dziwnych liczb. Robię też zdjęcia -> www.birecki.photos I bardzo lubię pisać. Dlatego ten blog.