Gravel. Słowo, które chyba w ostatnich miesiącach sprzedawcy rowerowi słyszeli najczęściej. Kolarstwo „szutrowe” miało być chwilową modą, a okazało się czymś pożądanym i oczekiwanym w jeździe na rowerze. Być może słowo „rewolucja” nie jest do końca idealnym stwierdzeniem, ale segment graveli odmienił i nieco odświeżył rynek rowerowy i spojrzenie na kolarstwo. W swojej najbardziej podstawowej definicji rower szutrowy to taki, który można płynnie poruszać się zarówno po drodze, jak i poza nią.

Jednak słowo, które w polskim znaczeniu oznacza tyle co „żwir” ma wiele interpretacji. W zależności od tego z kim rozmawiasz może być to jazda po dowolnej, nieutwardzonej drodze, podczas gdy dla innych jest techniczną jazdą po singletrack’ach. Jeszcze inni podczas jazdy po asfalcie nie chcą być tylko i wyłącznie nim ograniczani. Do tych ostatnich zresztą chyba mi najbliżej. Trudno jest mówić ogólnie o gravelach nie uwzględniając indywidualnych preferencji.

Producenci rowerów doskonale o tym wiedzą, tworząc zróżnicowane modele przeznaczone zarówno do ścigania i zabawy, jak też długodystansowych przygód. Od kilku miesięcy również i ja posiadam gravela. Rysiek ma za sobą 11 tysięcy kilometrów w zróżnicowanym terenie i warunkach, wiem o nim już wystarczająco dużo, by móc napisać coś w rodzaju recenzji.

Belgowie zdefiniowali swój model jako rower „all road”. Jest to zdecydowanie adekwatne stwierdzenie, ponieważ X-Trail potrafi wjechać wszędzie, pozwalając przy tym cieszyć się maksymalną radością z jazdy. To zdecydowanie rower dla osób, którzy lubią możliwość jazdy w terenie, ale nie chcą zrezygnować całkowicie z asfaltu i związanej z nim prędkości. Ridley, marka doskonale znana i ceniona z rowerów przełajowych stworzyła model, który wizualnie przypomina przełajówkę, ale w żadnym elemencie nią nie jest. X-Trail odróżnia przede wszystkim brak agresywnej geometrii.

Większy komfort i wszechstronność to chyba jego główne cechy pozwalające spędzać długie dni w siodle, odkrywając nowe drogi, niekoniecznie utwardzone.

Rama

Rama Ridley’a jest stworzona z potrójnie cieniowanego aluminium. W rozmiarze M waży około 1700 g, czyli ani mało, ani dużo. Wewnętrznie poprowadzone linki nie są problematyczne w wymianie za sprawą dość dużych otworów, a taki system sprawia, że rower można bardzo łatwo i szybko wyczyścić. Miejsce na opony do 50mm (oficjalnie, bo przy odpowiedniej obręczy można by i 55mm wcisnąć) pozwala na różnorodne zastosowanie, a dla wielu może służyć jako uniwersalna maszyna szosowa, którą po zmianie kół na 27,5″ można się niesamowicie bawić w terenie.

W X-Trail nie brakuje elementów ekspedycyjnych. Z tyłu można zamontować dodatkowy bagażnik na sakwy, bezproblemowo przymocujemy też błotniki. Być może niektórym będzie brakować otworów w przednim widelcu (jest tylko jeden), ale nie jest to w mojej ocenie rzecz niezbędna. Zarówno z przodu i z tyłu mamy sztywne osie 12 mm, dzięki którym hamulce tarczowe pracują cicho i nie wydają żadnych irytujących dźwięków.

Same hamulce to TRP Spyre-C. Model mechaniczny, ale z podwójnymi tłoczkami, które reagują na naciśnięcie klamek lepiej niż klocki szczękowe. Zdecydowanie daleko im jednak do modeli hydraulicznych i trzeba to mieć na uwadze podczas agresywnych zjazdów. Nie miałem mimo wszystko najmniejszych problemów z ich reakcją i siłą hamowania, zarówno na szerokich patelniach, jak i technicznym zjeździe z Mont Ventoux. Przewagą mechaników nad hamulcami hydraulicznymi jest przede wszystkim prostota w obsłudze i ewentualnym serwisie. Dodam tylko, że fabryczne klocki zamieniłem na półmetaliczne Jagfire.

Ze względu na różnorodność wykorzystania rowerów szutrowych, ciężko jest określić coś takiego typową geometrię. Nie istnieje chyba szutrowiec „idealny”. Wydaje mi się, że powinien on stać gdzieś pomiędzy rowerem szosowym i rowerem przełajowym. W X-Trail wysokość suportu jest podobna do roweru szosowego, co daje odpowiednią stabilność przy dużych prędkościach. Ale już kąt główki ramy (71 stopni), jest mniejszy niż w tradycyjnych szosówkach (mój Rose ma 73 stopnie), co sprawia że prowadzenie na nierównych nawierzchniach jest lepsze. 

Stabilność poprawia też większy rozstaw osi (102,5 cm), choć on może przeszkadzać podczas eksplorowania ciasnych i technicznych ścieżek (np. na single-trackach Glacensis miał problemy ze zmieszczeniem się). W rezultacie rama X-Trail jest w stanie prowadzić nas niezawodnie przez zróżnicowane szutry i nieutwardzone drogi, ale jednocześnie pozwoli poczuć wiatr we włosach przy prędkościach ponad 40 km/h na szosie.

Napęd i osprzęt

Mój X-Trail został dostarczony na pełnej grupie Sram Apex, który w opinii wielu osób jest idealnym rozwiązaniem podczas „przygodowej” jazdy rowerem. Tarcza o 42. zębach z przodu i zakres kasety 11-42 pozwala na bardzo wiele, ale ma też swoje limity. Bez problemu podjeżdżałem na niej z obciążeniem torbami ścianki o nachyleniu powyżej 15% i długości 300-500 metrów. Również 57 kilometrów podjazdu (przy wartości w pionie 2800 m i 23 kg obciążenia) nie stanowiło dla mnie żadnego problemu.

Z drugiej strony w trakcie grupowych rundek po okolicy – z powodu braku przełożeń zostawałem z tyłu przy prędkościach powyżej 45 km/h. Przez 11 tysięcy kilometrów, które już przejechałem nie miałem żadnych problemów z napędem. Zachowuje się on naprawdę dobrze i jest w miarę precyzyjny. Dla przeciętnego użytkownika jest zdecydowanie wystarczający.

Mimo, że waga ramy wynosi około 1700 gram, to cały rower jaki dostajemy w fabrycznej specyfikacji waży ponad 11 kilogramów. Sporo. Odpowiedzialne są za to elementy sygnowane przez markę własną Ridley’a – Forza: cały kokpit, sztyca z siodełkiem i koła. Przy czym najbardziej na ogólną wagę wpływają koła. Grubo ponad 2 kilogramy, najprostsze, anodowane szprychy i niewiadomego pochodzenia piasty. Były one pierwszym elementem, który wymieniłem. Od ponad 8 tysięcy kilometrów jeżdżę na składanym zestawie DT Swiss (na typowo gravelowej obręczy R500db, sprawdzonych piastach DT 350 i 32 szprychach Competition). Dodając bezdętkowy system z oponami WTB Byway zaoszczędziłem bardzo łatwo blisko kilogram, poprawiając znacząco możliwości roweru.

W zestawie otrzymujemy też standardowy, szosowy kokpit z prostą kierownicą i klasycznej długości mostkiem. Być może dla wielu użytkowników będzie to odpowiednie rozwiązanie, ale ja po wcześniejszych doświadczeniach ekspedycyjnych potrzebowałem flary. To rozszerzenie baranka, pozwalające uzyskać większą stabilność w dolnym chwycie. Przede wszystkim chodziło mi o to, by mieć możliwość korzystania z niego mając w kierownicy wsadzoną torbę z ekwipunkiem. Docenić to można w szczególności podczas długich, kilkunastokilometrowych zjazdów. Niedawno zmieniłem też standardowy mostek 100 mm, na 1 cm krótszy, poprawiając tym samym swoją sylwetkę i ograniczając możliwość pojawienia się bólu kręgosłupa podczas długodystansowej jazdy.

Siodełko jest umiarkowanie szerokie (145mm) i dosyć kanapowe. Próbowałem się do niego przekonać, ale po kilkusetkilometrowych eskapadach tyłek krzyczał „czemu mi to robisz?!”. Preferuję węższe rozwiązania, dlatego w trakcie wyprawy #chciećtomóc korzystałem ze sprawdzonego Selle Italia SLR Flow. Niedawno zakupiłem Fabric Line Shallow o podobnej charakterystyce, który mam nadzieję zostanie już na stałe. Przynajmniej pierwsze testy na to wskazują.

Podsumowanie

Można kupić wypasioną, karbonową brykę, tłumiącą dodatkowo drgania za pomocą widelca Lauf i mostka Redshift, tylko po co? Kilka ostatnich miesięcy spędzonych na Ridley’u X-Trail utwierdziło mnie w przekonaniu, że do czerpania radości z jazdy nie potrzeba wiele. Aluminiowy Ridley na kołach 27,5″ i systemie bezdętkowym radzi sobie z nierównościami lepiej niż karbonowy Rose Team GF (który swoją drogą jest też uznawany jako „komfortowy”). Belgijski gravel dobrze radzi sobie na drodze i poza nią, wygląda świetnie i w swojej cenie jest produktem bardzo atrakcyjnym.

Niedawno Ridley model X-Trail zastąpił nową generacją nazwaną Kanzo. Różnice polegają tylko na nieznacznej zmianie geometrii ramy która jest teraz szersza, przez co bardziej „gravelowa”. Mogę go polecić każdemu, kto szuka rower pozwalający na eksplorowanie i poszukiwanie przygód w żaden sposób ich nie ograniczając.

Dystrybutorem marki Ridley w Polsce jest sklep Bike4race.pl z Opola, w którym możecie zamówić rower on-line i otrzymać wyregulowany, gotowy do jazdy pod drzwi własnego domu!

Udostępnij

O autorze

Jeżdżę na rowerze. Podobno dużo. Na co dzień pracuję przy dużych zbiorach dziwnych liczb. Robię też zdjęcia -> www.birecki.photos I bardzo lubię pisać. Dlatego ten blog.