Górne Łużyce. Chociaż dzisiaj coraz rzadziej spotyka się tą nazwę w przekazach, to kraina położoną pomiędzy Nysą Łużycką, a Kwisą wciąż istnieje i ma się dobrze. Położone w trzech krajach: Polsce, Czechach i Niemczech. W tych ostatnich leży zdecydowana większość terytorium Łużyc. Ale to nie tylko terytorium. To bezprecedensowa historia, setki lat autonomii rozumianej nie poprzez suwerena i armię, a kulturę i język. Lubię Łużyce i lubię tam wracać. Pojechałem tam znów w ostatni weekend. Bo mogłem. W końcu!

Nasz świat – oby już postpandemiczny – powoli zaczyna wracać na tory prowadzące do normalności i chyba każdy z nas liczy, każdy zrobi wszystko by nie pozwolić mu się już tak łatwo wykoleić. Ucieszyłem się na wiadomość, że nasi niemieccy sąsiedzi złagodzili obostrzenia związane z przekraczaniem granic. Tak, do Niemiec można wjechać obecnie (stan na 24.05.2021 r.) bez żadnych testów/szczepień/kwarantanny na pobyt nie dłuższy niż 24 h.

Gdy chcecie u naszych zachodnich sąsiadów spędzić więcej niż jedną dobę, to musicie zarejestrować się na specjalnej stronie, podając miejsce pobytu i zaświadczając dowodnie fakt zaszczepienia (musicie być co najmniej 14 dni po ostatniej dawce szczepionki), lub posiadania negatywnego testu. Teoretycznie, wracając do Polski musicie być albo zaszczepieni, albo mieć test. Napisałem „teoretycznie”, bo wprawdzie Straż Graniczna na moście granicznym ma swój posterunek przez który trzeba przejechać, to jadąc w obie strony nikogo nie zatrzymywali. Jeśli chodzi o moją wizytę – jestem już zaszczepiony w pełni i posiadam zaświadczenie.

Wróćmy do Górnych Łużyc. W kilku wcześniejszych wpisach przemierzałem te tereny, ale nigdy Łużyce same w sobie nie były moim celem. Raz była to Szwajcaria Saksońska z mikroprzygodą na pograniczu, innym razem popularny Szlak rowerowy Odra-Nysa, czy też wizyta w Dreźnie. I choć Łużyce w znacznej mierze należą terytorialnie do Saksonii, której stolicą jest Drezno właśnie, to stanowią nieco inną – nazwijmy to – przestrzeń. Przestrzeń ciekawą i niepowtarzalną, która najbardziej widoczna jest w domach przysłupowo-szachulcowych.

Nie sposób nie zwrócić uwagi na czarno-biało-brązowe domy, jedne mniejsze, inne bardzo spore. Jedne zadbane, inne dość okrutnie potraktowane przez los, a raczej ludzi. Ale zawsze przykuwające wzrok. To rzecz, którą z pozycji rowerowego siodełka zobaczycie najłatwiej, otwierając się w ten sposób na łużycką kulturę i styl życia.  U wejścia do domostw znajdziecie wyryte cyfry stanowiące rok budowy. Znalezienie budynków z początkiem 18.., czy 17… nie jest takie trudne, ale co cieszy znajdują się tam również współczesne budowle z cyframi 20.. zbudowane w niepowtarzalnym łużyckim stylu.

Łużyce znajdziemy również po polskiej stronie granicy. Bogatynia – dzisiaj znana z walki o kopalnię Turów i Zgorzelec to dwa główne polskie ośrodki tej ponad 1500-letniej łużyckiej historii. I choć oba miasta terytorialnie należą do Dolnego Śląska, to tak naprawdę nie mają z nim zbyt wiele wspólnego. I choć łużyczanie walczyli wielokrotnie o niezależność, to wciąż pozostają krainą historyczną, terytorialnie rozdzieloną pomiędzy trzy kraje. No dobrze, ale wróćmy na rower.

Świetną początkową bazą do rowerowej eksploracji Łużyc jest Zgorzelec. Dojeżdżają tutaj pociągi zarówno z Wrocławia, tak Jeleniej jak i Zielonej Góry. Wysiadając na stacji „Zgorzelec” zwanej potocznie Ujazdem, zaczniecie „z grubej rury” – od podziwiania jednego z najciekawszych kolejowych wiaduktów, który nie tak dawno został wyremontowany. Pod nim znajduje się wspomniany szlak Odra-Nysa, ale tym razem go omijałem, szukając nowych dróg przygotowanych dla rowerzystów, a tych w Niemczech nie brakuje.

Świetnym przykładem jest małe jezioro Berzdorfer See, wokół którego znajdziecie przyjemną pętlę rowerową, która w słoneczny, letni weekend zapełniona jest po brzegi rowerzystami. W 60% jest tam położony idealny asfalt, ale i gravelowcy poczują się tu bardzo dobrze, bo pozostałe 40% to szuter – nie zawsze idealnie gładki. A jeśli dodać do tego kilka dróg dojazdowych z każdej strony, to możecie zrobić około 100 kilometrów z wspaniałą ekspozycją na Karkonosze, Izery i kilka mniejszych górek.

Jadąc drogą do Zittau, czy też Żytawy wciąż możemy podziwiać polskie góry, a także popularną ostatnio kopalnię i elektrownię Turów. Bez zbędnej zwłoki przemierzam przez uśpione porannym deszczem miasteczko, wjeżdżając w góry. Południowo-wschodni skrawek Niemiec to kraina kurortów wypoczynkowych. Luftkurort, Kurort Oybin, Kurorf Jonsdorf czy Waltersdorf zachęcają do zatrzymania się na chwilę i złapania oddechu. Mimo, że niemieckie obiekty noclegowe wciąż pozostają zamknięte ze względu na pandemię, nie brakuje turystów którzy albo koczują na każdym wolnym skrawku w swoich kamperach, albo przyjechali tu tylko z jedniodniową wizytą.

Kraina „kurortów” zaskoczy Was nie tylko wspaniałą przyrodą, ale i solidnymi podjazdami. 10,12 czy 17% to wartości ze znaków jakie tutaj doświadczycie, szybko przekonując się że wcale nie jest to przekłamanie. Kolejne kilometry otwartej przestrzeni z całkiem mocno hulającym wiatrem, skutecznie zaczynają wyniszczać mi głowę.

Na szczęście wiem, że za chwilę zmienię kierunek, by zacząć wracać w kierunku Zgorzelca. Jadę wzdłuż granicy czesko-niemieckiej, a roaming w telefonie nie potrafi się zdecydować czy mam korzystać z czeskiego T-Mobile’a, czy z niemieckiego o2. W Sohland an der Spree wjeżdżam na spacerowo-rowerową ścieżkę wzdłuż jeziora, która prowadzi mnie do drogi rowerowej utworzonej na starej linii kolejowej z Cunewalde do Lobau. To zdecydowanie najprzyjemniejszy fragment drogi, jaką przemierzam. W otoczeniu lasu i na drodze przeznaczonej tylko dla mnie. Co jakiś czas mijają mnie inni rowerzyści.

Na horyzoncie dostrzegam coraz bardziej ciemnych chmur, które w mgnieniu oka tworzą jedną wielką komórkę burzową, która zmierza w moim kierunku. Po porannych deszczach ani trochę nie chcę znowu moknąć, więc cisnę ile sił w nogach, by jak najszybciej znaleźć się na dworcu w Ujeździe. Udało się. I okazało, że chmura przeszła bokiem. Cóż, bywa i tak. Zostawiam Was ze zdjęciami, które mam nadzieję zachęcą do spakowania się do pociągu i eksplorację tych terenów. Spójrzcie też na wcześniejsze teksty z tych rejonów, które linkuję powyżej. Z pewnością nie pożałujecie wyjazdu w te okolice.

Udostępnij

O autorze

Jeżdżę na rowerze. Podobno dużo. Na co dzień pracuję przy dużych zbiorach dziwnych liczb. Robię też zdjęcia -> www.birecki.photos I bardzo lubię pisać. Dlatego ten blog.