Hasłem Euro Velo określana jest sieć 14 długodystansowych szlaków rowerowych, które łączą różne zakątki Starego Kontynentu. Ich łączna długość przekracza 70 000 kilometrów, a główną ideą przyświecającą stworzeniu spójnej sieci jest rozwój turystyki zgodnej z hasłem „wczorajsi kupcy – dzisiejszymi turystami”. To odniesienie ściśle związane jest z czasami dawno minionymi, gdy jedynie kupcy korzystając z szlaków handlowych przemierzali kontynent wzdłuż i wszerz.

Historycznie osady ludzkie tworzyły się w miejscach, gdzie przebiegały szlaki handlowe, często ciągnące się przez tysiące kilometrów. W erze globalizacji handel odbywa się w większych aglomeracjach, które są połączone siecią autostrad, lotnisk, czy portów morskich. Wiele miasteczek, które w średniowieczu, czy okresie renesansu tętniły życiem, obecnie zostało odciętych od swoich korzeni. Ich rola została zmarginalizowana, a lata dawnej świetności można oglądać często tylko w lokalnych muzeach.

Unia Europejska zauważyła ten problem, który występuje nie tylko w Polsce, ale i innych krajach europejskich. W opinii Brukseli dla takich miejscowości szansą na rozwój jest zrównoważona turystyka. A impulsem do przyciągnięcia zagranicznego turysty może być długodystansowy szlak rowerowy – przygotowany w odpowiednim standardzie i odpowiednio promowany. Te standardy są szczegółowo opisane w dedykowanym przewodniku.

Przez nasz kraj przebiega pięć europejskich szlaków:

  • Szlak Stolic (EV 2): z Galway (Irlandia) do Moskwy (Rosja) – ok. 5 500 km
  • EV 4: z Roskoff (Francja) do Kijowa (Ukraina) – ok. 4 000 km
  • Szlak Bursztynowy (EV 9): z Gdańska (Polska) do Puli (Chorwacja) – ok. 1 900 km,
  • Szlak Morza Bałtyckiego (EV 10): z/do Kopenhagi (Dania) – ok. 8 000 km
  • Szlak Wschodniej Europy (EV 11): z Nordcapp (Norwegia) do Aten (Grecja) – ok. 6 000 km

W ubiegły weekend postanowiłem sprawdzić jak wygląda fragment Szlaku Bursztynowego znanego w Polsce bardziej jako „R9” – z Wrocławia do Poznania. To ponad 200 kilometrów z 1900 całego szlaku. Po wyjeździe z stolicy Dolnego Śląska kierujemy się na Wzgórza Trzebnickie po popularnej wśród lokalnych rowerzystów trasie przez Pasikurowice, Siedlec, Skarszyn i Skotniki docierając do popularnej Prababki. To niewielkie, kultowe wzniesienie pokonujemy jednak odwrotnie, niż to tradycyjnie ma miejsce.

Wzgórza Trzebnickie to region o urozmaiconej konfiguracji terenu, a liczne podjazdy i zjazdy urozmaicają naszą podróż. Przy przejrzystej pogodzie jest spora szansa na dostrzeżenie rozległego widoku Sudetów, łącznie z Śnieżką i Karkonoszami. Mi niestety towarzyszyła bardzo gęsta mgła, miejscami ograniczająca widoczność do kilkudziesięciu metrów. Co na swój sposób też było dość urokliwe.

Mijamy Trzebnicę, omijając jednak centrum miasta kierując się na północ w kierunku lasów Doliny Baryczy. Niespecjalnie równa nawierzchnia tak jakby ostrzegała przed kolejnymi kilometrami. Kilkukilometrowy leśny odcinek w środku lasu prowadzi po bardzo zniszczonej szutrowej drodze, mocno wyboistej i pełnej błotnych atrakcji. Mimo, że jest on męczący i mocno irytujący warto przecierpieć, bo w nagrodę docieramy do ukrytego w środku lasu Jazu Niezgoda na rzece Barycz. W oficjalnych przewodnikach ten fragment można ominąć wybierając asfaltowy objazd, który jest polecany szczególnie turystom z sakwami i wózkami.

To de facto jedyny gruntowy fragment na całym ponad 200-kilometrowym fragmencie szlaku. Wyjeżdżając z lasu docieramy do rezerwatu Stawów Milickich, a wąska ścieżka wzdłuż wodnych akwenów prowadzi do Rudy Sułowskiej. Kolejne kilometry są już tylko asfaltowe, chociaż na mapie tak oczywiste to nie było. Generalnie rzecz ujmując – im bliżej Poznania, tym nawierzchnia staje się coraz lepsza. Zaczynają się też pagórki, których po minięciu Wzgórz Trzebnickich brakowało. To urozmaicenie terenu pozwala zwalczyć nudę, bo wokół oprócz pól i lasów nic ciekawego się nie dzieje.

Przed Gostyniem droga odbija w lewo, by dowieźć nas na Świętą Górę, gdzie znajduje się zbudowany na wzór weneckiej bazyliki Santa Maria della Salute zespół klasztorny filipinów. Od Czempina ruch na drodze znacząco wzrasta, co oznacza że stolicy Wielkopolski jest coraz bliżej. Na szczęście sytuację ratują ścieżki rowerowe, których – co warto dodać, dobrej jakości – jest tutaj całkiem sporo. Do Poznania docieramy od strony Lubonia, wciąż korzystając z szerokiej i przyjemnej drogi dedykowanej rowerzystom.

Udostępnij

O autorze

Jeżdżę na rowerze. Podobno dużo. Na co dzień pracuję przy dużych zbiorach dziwnych liczb. Robię też zdjęcia -> www.birecki.photos I bardzo lubię pisać. Dlatego ten blog.