Są miejsca, które z perspektywy siodełka roweru wydają się być genialne. Ale dopiero gdy z niego zejdziemy to zachwycają tak na poważnie. Jednym z tych miejsc jest Szwajcaria Czeska i Szwajcaria Saksońska. To zasadniczo jeden obszar rozdzielony na dwa kraje i dwa parki narodowe. Zabierałem Was tam przy okazji kilku wycieczek. Tym razem wybrałem się w Góry Połabskie bez roweru. Z plecakiem i górskimi butami, by zobaczyć to co z poziomu dróg rowerowych jest jedynie namiastką wspaniałości.

Trzy dni i ponad 50 kilometrów marszu pozwoliło doświadczyć czesko-saksońskiej Szwajcarii w zdecydowanie głębszym wymiarze, niż podczas dotychczasowych wycieczek. Muszę od razu zaznaczyć, że to wciąż nieodkryty teren, który skrywa naprawdę sporo ciekawych miejsc pełnych pięknych miast skalnych wtopionych w sosnowe lasy.

Czy Szwajcaria Czeska i Szwajcaria Saksońska w marcu to dobry pomysł? Najlepszy! Dlaczego? Odpowiedź na to pytanie jest prozaiczna – jest pusto! Ponadto wiele atrakcji jak Brama Pravčicka czy okolice mostu Bastei są dostępne za darmo. A tak słoneczny (choć wietrzny) weekend, jak miniony tylko zachęcał do eksploracji tych terenów. Chociaż termin marcowy ma też swoje minusy, bo choćby Wąwóz Edmunda jest dostępny tylko w części pieszej, a kultowe łodzie flisackie kursują dopiero od kwietnia.

Most Bastei

Bastei to najpewniej najbardziej kultowe i najmocniej oblegane przez turystów miejsce saksońskiej części Szwajcarii Połabskiej. Powody są prozaiczne. Parking znajduje się pod samym mostem, a szlaki w okolicach mostu nie należą do trudnych. Co nie oznacza wcale, że pokonuje się je szybko. Wręcz przeciwnie. Mnogość spektakularnych widoków na to nie pozwala. Sam most to tylko preludium tego, co zobaczyć można w otaczających go lasach.

Zupełnie szczerze – sam most nie zrobił na mnie większego wrażenia – w przeciwieństwie do otaczających go skał. To tak naprawdę one tworzą wspaniały efekt, który przyciąga tutaj tłumy turystów. W marcowe piątkowe wczesne popołudnie było jednak zupełnie pusto. Domyślam się, że zwiedzanie tego miejsca dzień później tak komfortowe już by nie było.

Skoro most wrażenia nie zrobił, to co innego? Po minięciu szlak prowadzi w dół do Kurort Rathen, małej miejscowości, która wydaje się być całkowicie odcięta od świata. Prowadzi do niej jedna wąska asfaltowa dróżka, którą łatwo przeoczyć. Z przeciwnej strony Łaby można przedostać się tam parowym promem, który jest zresztą jedną z lokalnych atrakcji. Sama miejscowość, choć urokliwa, jest zaledwie preludium wspaniałości, jakie można doświadczyć nieopodal. Przemierzając główny szlak Malerweg dotrzecie do Schwedenlocher, jednego z kilku skalnych miast w okolicy. Po skalnych schodach i wąskich alejkach można wspiąć się z powrotem do parkingu na którym zostawić można samochód.

Wcześniej, bo tuż za mostem znajduje się inne miejsce warte odwiedzenia – Felsenburg Neurathen. To pozostałość największego skalnego zamku, który stał w tym miejscu. Wąskie alejki, mostki nad przepaściami i strome skalne schodki potrafią rozbudzić wyobraźnię. Jeśli masz lęk wysokości to lepiej nie patrzeć w dół.

Jetřichovické skály

Wieś Jetrichovice jest łącznikiem każdej mojej wizyty w tych rejonach. Stąd jest już rzut beretem do Łużyc które szczegółowo opisywałem w ubiegłym roku. Okolice miejscowości już z pespektywy asfaltowej drogi zachwycają. Ale prawdziwy poziom radości i zachwytu możecie przeżyć wchodząc na szlak, który niestety z powodu swojej charakterystyki jest dostępny tylko pieszo. Ale pokonanie takiej blisko 8-kilometrowej pętelki z pewnością nie będzie czasem straconym. Kilka punktów widokowych po drodze pokaże Wam dlaczego Góry Połabskie nazwane zostały lokalną Szwajcarią.

Punkt widokowy Treppenstein z charakterystyczną ławką pozwoli Wam uspokoić wszystkie nerwy i zapomnieć o codzienności. Połączenie lasu i skał jest tutaj wręcz magicznie wyciszające i gdyby nie silny wiatr, oraz fakt przebywania w Parku Narodowym, można by założyć tu obozowisko na noc. Wspinając się dalej docieramy do najwyższego punktu tego rejonu – punktu nazwanego Rudolfův kámen. Nie on, a położona nieco niżej Vilemínina stěna to prawdziwy sztos z którego piękno czeskiej i saksońskiej Szwajcarii oglądamy w całej okazałości. Nie muszę dodawać, że zachód słońca to było jedno z najlepszych przeżyć tej wizyty.

Już po zmroku z szybko spadającą temperaturą i wzmagającym się wschodnim, chłodnym wiatrem wspinam się jeszcze na Mariina skála. I to dosłownie, bo na górę prowadzą strome schody schowane w środku skały. Szczyt okupuje altanka z okrągłym stołem i wyrysowanymi kierunkami świata. Zmrok widziany z tej perspektywy był też bajecznym przeżyciem pobudzającym inne niż wzrok zmysły.

Pravčická Brana, Wąwóz Edmunda

Opisane wyżej okolice wsi Jetrichovice to tak naprawdę preludium wspaniałości jakie oferuje Szwajcaria Czeska. Kluczowe i najbardziej popularne miejsca znajdują się bardziej na zachód, ale przed Łabą. Ich kontemplacja przyszła mi podczas jednej, długiej – bo blisko 30 kilometrowej – wycieczki. Punktem głównym była Pravčická Brana, bohaterka filmu Opowieści z Narnii. Jednak już pierwsze kilometry przez las z urokliwej wioseczki Růžová do Mezna okazały się być wyjątkowo urocze.

Choć sam szlak – po ubiegłorocznych jesiennych wichurach był pełny wiatrołomów, a w niektórych miejscach leśnicy wytyczyli nową drogę. Przechodzenie tamtędy chłodnym porankiem, gdy temperatura jeszcze nie zdążyła wzrosnąć dodawało temu szlakowi spektakulraności. Docierając do mostku dzielącego Wąwóz Edmunda i przełom Divoká soutěska okazało się, że szlak ten był zamknięty dla ruchu pieszego, choć ruszając z przeciwnej strony nigdzie takiej informacji nie było.

Docierając do przysiółka Mezna Louka wkraczamy na szlak dookoła Pravcickiej Bramy. Początkowe metry ochoczo zachęcają do wjazdu rowerem, co zresztą uczyniłem trzy lata temu podczas transgranicznego bikepacking’u. Po wspięciu się w okolice 350 m n.p.m. trasa trawersuje w otoczeniu niesamowitych obiektów skalnych, potęgując tylko doznania i oczekiwania wobec największej atrakcji tego rejonu.

Brama Pravčická to nie tylko charakterystyczna skała, ale cały kompleks, wraz z ukrytym skalnym miastem, które jest dostępne jedynie po przekroczeniu bramek wejściowych pod największą atrakcją Szwajcarii Czeskiej. Jest to też – obok Bastei – najbardziej oblegane miejsce w okolicy, co wydatnie dało się odczuć podczas schodzenia do miejscowości Hrensko. Łatwy i krótki szlak, który prowadzi od tej strony, przyciąga wielu turystów chcących zobaczyć bramę w całej okazałości.

Trzeba przy okazji dodać, że jest on mało atrakcyjny. W dużej mierze prowadzi wzdłuż asfaltowej drogi do Jetrichovic, która w weekendy potrafi być bardzo ruchliwa. A ponadto od tej strony, poza bramą i skalnym miastem nieopodal nie można dostrzec niczego więcej.

Będąc w Hrensku zamiast wybrać się na zakupy krasnali, kołpaków, ręczników plażowych, czy bardziej przyziemnie papierosów i alkoholi (choć to można też zrobić – przy okazji!), lepiej odwiedzić ścieżkę spacerową wzdłuż rzeki Kamienica. Przełomy Edmunda i Divoka zachwycają swoim urokiem. Choć będąc tam w marcu nie doświadczycie przejazdu flisackimi łodziami, a co za tym idzie nie dotrzecie do najbardziej spektakularnych miejsc. Jest też pozytyw w tym wszystkim, ponieważ na 2-kilometrowej ścieżce tam i z powrotem do Hrenska w sobotnie wczesne popołudnie spotkanych ludzi można było policzyć na palcach dwóch rąk.

Horní Janovská vyhlídka, Rozhledna Janov

Z pełnym brzuchem i zapasami z lokalnych Potravin trzeba było wyruszyć w powrotną drogę do wsi Růžová. Czerwony szlak prowadzący leśnymi schodami doprowadził do punktu widokowego Horní Janovská vyhlídka skąd rozpościerał się wspaniały widok na Hrensko i Łabę przepływającą tuż obok. Szlak prowadzący wciąż przez las pozwolił dotrzec do Janova, gdzie była ukryta ostatnia atrakcja tego dnia. Wieża widokowa, która sama w sobie jest też nadajnikiem telefonii komórkowej nie zachwyca wprawdzie urodą (kupa stali i nic poza tym), ale pozwal zobaczyć jeszcze jedną niezwykłą panoramę. Również stamtąd Szwajcaria Czeska dostępna jest w pełnej okazałości.

Radroute im Nationalpark

Trzeci i ostatni dzień spędzony w Szwajcarii Czeskiej i Saksońskiej, oprócz odwiedzenia kolejnych miejsc, takich jak Kuhstall przyniósł niezwykłe odkrycie. Lasy na wschód od Bad Schandau pełne są niesamowitych szutrowych autostrad, które zostały nazwane po prostu: „Radroute im Nationalpark” – „Droga narodowa w Parku Narodowym”. Już wiem, że kolejna wizyta tam będzie eksploracją rowerowych możliwości Gór Połabskich z dala od ruchliwych asfaltów i drogi wzdłuż Łaby, które znam już doskonale.

Udostępnij

O autorze

Jeżdżę na rowerze. Podobno dużo. Na co dzień pracuję przy dużych zbiorach dziwnych liczb. Robię też zdjęcia -> www.birecki.photos I bardzo lubię pisać. Dlatego ten blog.