Jeśli szukasz inspirującej, długiej przełęczy z ogromną ilością wspinaczki, nie szukaj dalej. Passo dello Stelvio. Ta wymarzona trasa dla wielu rowerzystów jest jedną z najpiękniejszych i najbardziej wymagających przełęczy w Alpach. Blisko 2000 metrów przewyższenia, które trzeba pokonać nie jest dla osób o słabym sercu. Ale naprawdę niewiele trzeba by to marzenie spełnić. Jeśli jesteś gotowy na wyzwanie, nagrodą jest niezapomniane przeżycie i prawdziwe poczucie spełnienia.

Moje zdobywanie Passo dello Stelvio

Spełnienie marzeń nigdy nie jest łatwe. Wymaga ciężkiej pracy, poświęcenia i często odrobiny szczęścia. Dla mnie realizacja marzenia o przejechaniu Passo dello Stelvio nie była inna. Gdy tego zapragnąłem o kolarstwie wiedziałem tyle co nic. Ale wierzyłem, że marzenie, które prowadziło mnie w kolejnych lat przez kolarską pasję w końcu doczeka się realizacji.

Tak też się stało. Nie mogłem zrobić tego normalnie. Tak po prostu tam pojechać i to odhaczyć. Musiałem to zrobić po swojemu. Na własnych zasadach i warunkach. Zgodnie ze sobą i swoim sumieniem. Pamiętam jak dzisiaj ten moment przed świtem, gdy cała dolina Venosta pogrążona była jeszcze we śnie, ruszyłem by spełnić swoje marzenie.

Tour de Dreams dał mi mnóstwo siły, motywacji i radości. To pierwsze starcie z bikepacking’iem i Alpami dodało mi wiary i siły, że jeśli cokolwiek w życiu chcemy, to jesteśmy w stanie to zrobić. I nie chodzi tutaj tylko o kolarstwo, ani o sport nawet. Chodzi o ŻYCIE!

Tamten dzień w mojej pamięci trwa wciąż mocno i przywołuję go za każdym razem, gdy potrzebuję wzbudzić w sobie więcej wiary i motywacji.

Przełęcz

Passo dello Stelvio jest dla kolarzy jedną z bardziej kultowych, a ponadto wymagających tras rowerowych na świecie. W dodatku jest bardzo niebezpieczna – wszak to włoska droga krajowa, a o jeździe po włoskich ulicach rowerem można by spisać niejedną książkę.

Położona w Alpach, a konkretniej włoskiej części Tyrolu przełęcz Passo dello Stelvio jest nie tylko kultowa, ale i trudna technicznie. Trasa, jaką dwukrotnie pokonałem, od Prato, to oprócz kultowych 48 zakrętów, których odliczanie powoduje znaczne szybsze bicie serca, także blisko 2000 metrów przewyższenia i średnie nachylenie 7,5% które wzrasta wraz ze zbliżaniem się do finiszu.

Zrobiłem to znowu!

Czy swoje marzenia można spełniać więcej niż raz? Czy odhaczenie ich ze swojej bucket list nie pozwala nam tego zrobić ponownie? A niby dlaczego nie? Marzenia pozostają nimi na zawsze. A każdy kolejny raz, gdy docierasz do momentu jego spełnienia smakuje zupełnie inaczej.

Tak było też z Passo dello Stelvio. Ten wrześniowy poranek różnił się znacząco. Tym razem nie musiałem ruszać przed świtem w poszukiwaniu kawy. Teraz dostałem ją bez problemu podczas śniadania w Finka Hostel. Nie, za wspomnienie o nich nie dostałem nic poza szczerym uśmiechem na pożegnanie, ale miejsce to zasługuje na mocną rekomendację.

Znowu wjeżdżałem z bikepackingowym anturażem, ale zamiast wielodniowego ekwipunku były tam tylko rzeczy na zmienną jesienną alpejską pogodę. Choć tak naprawdę wiele się nie różniły od bagażu sprzed kilku lat.

No i w końcu najważniejsze! Marzenia nie spełniałem sam! Uwierz mi droga czytelniczko i drogi czytelniku, że nic tak nie cieszy i nie buduje jak wspólne pokonywanie słabości i wspieranie się w drodze na szczyt. I nie ważne czy tym szczytem – jak w ten dzień – jest Stelvio, czy cokolwiek innego.

Wjeżdżamy

To zdobywanie Stelvio było zgoła inne od mojego pierwszego doświadczenia z tym podjazdem. Wszak, drogę już znałem. Wiedziałem czego się spodziewać za kolejnym zakrętem, wiedziałem co czeka mnie na końcu. Wiedziałem, że tych 48 zakrętów to nie są przelewki.

Nie wiedziała tego Natalia. Wprawdzie opowiadałem jej o Stelvio i przygotowywałem na ten dzień od dłuższego czasu, ale samo doświadczanie kolejnych agrafek i wspinania się do góry widząc ile jest już za nami jest przeżyciem ogromnym.

Tutaj nie liczył się czas. Tak na dobrą sprawę wjeżdżanie mogłoby trwać w nieskończoność. Bycie tam i obcowanie z tym podjazdem to coś więcej niż tylko wartość liczbowa segmentu na Stravie. To poczucie wielkości gór i świadomości, że robi się coś, czego się pragnęło i wciąż pragnie.

Jedź, nie czekaj

Na Stelvio wrócę pewnie nie raz. A każdy kolejny wjazd tam będzie smakował inaczej i będzie zupełnie innym doświadczeniem. Wspaniałym i niezapomnianym. Jeśli i Tobie marzy się Stelvio, nie bój się. Jedź! Gwarantuję Ci, że będzie to niezapomniana przygoda.

Udostępnij

O autorze

Jeżdżę na rowerze. Podobno dużo. Na co dzień pracuję przy dużych zbiorach dziwnych liczb. Robię też zdjęcia -> www.birecki.photos I bardzo lubię pisać. Dlatego ten blog.