Mijam ten zakręt po raz któryś w swoim życiu wiedząc, że tuż za nim wkroczę do świata magicznych doznań i górskich widoków. Widoków, które pozwolą nabrać energii, dadzą niezdefiniowaną siłę do działania. Nie wiem, czy to uczucie potęgowane jest kilkunastoma kilometrami wyczerpującego podjazdu, czy to po prostu piękno tego miejsca.

Wjeżdżam na szczyt elektrowni Dlouhé Stráně i choć wiatr ma inne zdanie spędzam dłuższą chwilę spoglądając na Pradziada, Keprnik, Serak, Śnieżnik. – A gdyby góry mogły mówić, to co chciałyby mi powiedzieć? – zastanawiam się w myślach. Ile ciekawych ludzkich historii widziały przez ostatnie lata? Ile chwil radości, ale i smutku? Może chciałyby mi powiedzieć o tych wszystkich ludziach, którzy przemierzali szlaki pnąc się do góry i spełniając swoje marzenia? A może o tych malkontentach którym niespełna 3 kilometry asfaltu to zbyt duże wyzwanie? Może nie powiedziały by nic, patrząc jedynie jak kroczę konsekwentnie wcześniej obraną drogą?

Nie czekaj

Czechy są niesamowite. I to nie tylko przez krajobrazy jakich tam można doświadczyć, ale chyba bardziej przez ludzi tam żyjących i ich podejście do otaczającego świata. Albo przez kompilację jednego i drugiego.

Chociaż do końca dnia pozostało mi kilkanaście kilometrów odwiedzam znajomy sklep z wielorakimi trunkami i artykułami spożywczymi tuż przy granicy. Do Petera wchodzi się nawet wtedy gdy niczego nie potrzebujesz.

– Oo, witam, witam. Co tam ciekawego? Dawno Ciebie nie było?

– Wiesz jak jest, tu coś, tam coś. Nie ma kiedy.

– Młody, pamiętaj. Życie to nie katar. Nie czekaj aż minie.

A my wbrew pozorom lubimy sobie poczekać. Choć z jednej strony irytujemy się, że kurier nie przyjeżdża, pociąg spóźniony, a i w Lidlu mogliśmy stanąć do tej drugiej kasy, to przy podejmowaniu najważniejszych decyzji czekamy. Na okazję, na lepszy dzień, na inne okoliczności. A na dodatek lubimy to, co znane i bezpieczne, myśląc że jeśli robimy coś od dłuższego czasu to mamy nad tym kontrolę. Tylko że ciężko robiąc ciągle to samo, w jakikolwiek sposób ruszyć do przodu. Rozwijasz się do pewnego punktu, a potem, ewentualnie, tylko utrzymujesz to, co już wypracowałeś. Mówiąc wprost, stoisz w miejscu. A czas leci.

Czekasz wraz z innymi na pociąg, który nie nadjeżdża. Gorączkowo wypatrujesz tego wyimaginowanego składu, nie dostrzegając przy tym, że na drugim peronie czeka na Ciebie lśniące Pendolino. To pociąg do tych wszystkich rzeczy, które masz do odhaczenia, do wszystkich celów, które chcesz osiągnąć. Dlaczego do niego nie wsiądziesz? Bo wciąż czekasz. Na motywację, na „coś” co pchnie Cię do działania. Tylko to nie nadchodzi. Kolejny dzień budzisz się, z myślą że jutro to już na pewno zacznę, jutro w końcu będzie ten idealny moment. Nie będzie, póki sam sobie go nie wypracujesz.

Czekając nie zatrzymujesz czasu, on ucieka nadal.

Może mam zbyt duże ambicje.
Może pewne rzeczy są poza moim zasięgiem, może zbyt dużo marzę, ale staram się jak mogę dotknąć moich marzeń.
Bo życie mamy jedno.
I może właśnie warto mierzyć wysoko.
Bo lepiej jest próbować niż żałować, że się nie spróbowało.
Doświadczać, szukać, zmieniać, aby żyć w zgodzie z samym sobą.
Bo może warto, choć przez chwilę, poczuć się spełnionym.

Udostępnij

O autorze

Jeżdżę na rowerze. Podobno dużo. Na co dzień pracuję przy dużych zbiorach dziwnych liczb. Robię też zdjęcia -> www.birecki.photos I bardzo lubię pisać. Dlatego ten blog.