O projekcie Blue Velo zrobiło się głośno w ubiegłym roku, gdy podpisano list intencyjny zakładający współpracę włodarzy pięciu województw. Twórcy tej koncepcji zakładają dość ambitnie, że Blue Velo stanie się jedną z głównych europejskich velostrad. Przy jej budowie mamy czerpać doświadczenia z popularnych tras u naszych zachodnich sąsiadów, takich jak choćby Donauradweg.
Województwo dolnośląskie, a konkretniej Instytut Rozwoju Terytorialnego stworzył obszerny materiał dostępny pod tym linkiem, z którego dowiadujemy się, że na Dolnym Śląsku szlak Blue Velo ma mieć około 400 kilometrów, a jej budowa kosztować będzie około 200 milionów złotych. Co istotne, cały dolnośląski fragment ma mieć dwa kierunki jazdy i nawierzchnię asfaltową.
Od tamtego czasu temat nieco ucichnął i nie licząc kilku fragmentów oddanych do użytku w województwie zachodniopomorskim wydaje się, że nie dzieje się nic. Postanowiłem mimo wszystko sprawdzić, czy wzdłuż Odry rowerem jeździć się da. We Wrocławiu jest to całkiem proste. Po powodzi stulecia w 1997 roku włodarze miejscy zainwestowali sporo pieniędzy w wały przeciwpowodziowe. Stworzono na nich sporo ścieżek będących miejscami rekreacji nie tylko dla rowerzystów czy biegaczy, ale w dużej mierze zwyczajnych mieszkańców.
Wyruszyłem spod własnego domu na wrocławskich Praczach Odrzańskich udając się na wschód. Późno październikowy, jesienny poranek wita charakterystyczną mgłą, wywołującą efekt parowania na Odrze i niespecjalnie przyjemną termiką. Chociaż jak na końcówkę października tego dnia termometry miały pokazać bagatela 23 stopnie Celcjusza, to tuż po wschodzie słońca jest ich raptem 7.
Tym razem nie dostrzegam żadnego przypadkowego gościa, ale nie zdziwcie się, jak na Waszej trasie stanie kiedyś sarna, dzik, lis, o zającach nie wspominając. Ich obecność determinowana jest nie tylko bliskością lasu, który ciągnie się wzdłuż rzeki aż pod aglomeracyjną obwodnicę Wrocławia pod Brzegiem Dolnym, ale przede wszystkim na ludzkie osady, które dostarczają im pokarmu. Takie spotkanie we Wrocławiu nie jest niczym nadzwyczajnym, choć może być dość niebezpieczne. Któregoś popołudnia przejeżdżając przez dość ruchliwą ulicę Avicenny na południowym-zachodzie miasta przede mną i kilkoma samochodami nagle przebiegło całkiem pokaźne stado dzików.
Przemierzając wałami Odry kolejne kilometry doświadczamy tak naprawdę dwóch różnych miast. Z jednej strony industrialny klimat Nadodrza, gdzie wśród starych fabryk i browarów deweloperzy próbują stworzyć na nowo przestrzeń i natchnąć w nią ponownie życie. Zaś z drugiej ogromne blokowiska z Wielkiej Płyty, sentymentalnie pozwalające wrócić wspomnieniami do lat 90. ubiegłego wieku. Mijając Sępolno krajobraz staje się bardziej dziki, a ja wkraczam do Lasu Strachocińskiego. Tak na dobrą sprawę oddalam się nieco od Odry, wybierając bardzo przyjemną Groblę Janowicko-Swojczycką. Przez Łany docieram do Kamieńca Wrocławskiego, gdzie kończy się równa nawierzchnia.
Wciąż jadę wałami, ale teraz już tylko udeptaną ścieżką, która nie wygląda na specjalnie uczęszczaną. W Jeszkowicach przez chwilę wraca standard „wrocławski”, ale w pewnym momencie wał się kończy, a betonowa ściana zmusza do wycofania i znalezienia alternatywnej drogi. Na chwilę ląduję na wojewódzkiej drodze nr 455, by kilometrze odbić z powrotem w kierunku Odry. Przejeżdżam przez charakterystyczny, 430-metrowy most kolejowy, którego otwarcie nastąpiło ponad 110 lat temu.
Był on dwukrotnie przebudowywany, najpierw w 1935 roku, a następnie po wojnie w 1959 roku. Od tamtej pory, mimo ciągłej eksploatacji nie robiono na nim za wiele, przez co jego stan jest katastrofalny, ale co też daje mu w pewien sposób dodatkowego uroku. Wiele wskazuje na to, że już niebawem doczeka się kolejnej, gruntownej przebudowy. Dlatego więc jeśli chcecie go poznać w obecnej formie, musicie się pospieszyć.
W Kotowicach po raz pierwszy dostrzegam oznakowanie Blue Velo. Przez kolejne wały – dość równe i przyjemne do jazdy docieram do Oławy. Trasa przez miasto wiedzie po asfaltowych ulicach, z wyjątkiem krótkiego fragmentu ścieżki przy samej Odrze. Za Ścinawą Polską wjeżdżam w gęsty las, przez który prowadzi pełna kolein ścieżka. Z przodu dostrzegam rower, obładowany licznymi sakwami, który z wielką gracją mija kolejne przeszkody na swojej drodze. Alessandro wyjechał miesiąc temu z rodzinnej Italii i zamierza na Święta Bożego Narodzenia dotrzeć na przylądek North Cape. Tam jednak jego podróż się nie zakończy. Po chwili odpoczynku wyruszy dalej, do… Tajlandii. Destynację zamierza osiągnąć za około rok.
Wraz z końcem polnej ścieżki zmienia się województwo i znikają znaki Blue Velo. Opolszczyzna wita nas brukowaną miejscowością Lipki, ale za nią czeka na nas gładki asfalt, który prowadzi do samego Brzegu. Przez chwilę znów jedziemy wałami, lub tuż obok nich, ale tylko do Parku nad Odrą. Kierując się w kierunku Opola wjeżdżam na drogę wojewódzką nr 460. Bliżej Odry jechać się nie da, ze względu na tereny wojskowe. Najprawdopodobniej jest to możliwe z drugiej strony rzeki – ale to będzie trzeba sprawdzić następnym razem. Dojeżdżam do miejscowości Kopanie. Mapy podpowiadają, że do Opola ciężko będzie poruszać się po niepublicznych ścieżkach. Wzmaga się za to południowo-wschodni wiatr, który nakazuje wracać do domu.
Reasumując. Projekt Blue Velo istnieje tylko na papierze. Idea przedsięwzięcia jest ciekawa i słuszna, dlatego kibicuję powodzeniu jego realizacji. Ale to nie oznacza, że dzisiaj wzdłuż Odry jeździć się nie da. Podobnie jak na wschód, można jechać na zachód. Bez większych problemów z Wrocławia przejedziemy w okolice Lubiąża.