Tatry to najpopularniejsza destynacja wypoczynkowa w naszym kraju. Siłą rzeczy jest to również miejsce w które wybiera się sporo rowerzystów, którzy – co tu dużo mówić – łatwo nie mają! Nie dość że mnogość podjazdów potrafi zmęczyć bardzo szybko, to jeszcze ilość kierowców, którzy nie zawsze nigdy nie zachowują przepisowego odstępu potrafi dostarczyć niekoniecznie dobrych wrażeń.

Okolica ta jest jednak warta odwiedzenia, a poniżej opisana pętla udowadnia, że można przejechać ją w większości bez żadnego ruchu samochodowego. I tak, duża jej część prowadzi po polskiej stronie Szlaku Wokół Tatr, którego budowa w ostatnich latach była świetnym rozwiązaniem. Wciąż nie jest tak popularny jak szlak Velo Dunajec (w połączeniu z Velo Czorsztyn).

Na ten stan rzeczy składa się kilka czynników, z których najważniejszym są podjazdy. Dzisiaj, przy mnogości rowerów elektrycznych i wypożyczalni takowych w okolicy nie jest to już jednak wielkim problemem. Wydaje się jednak, że promocja samej inicjatywy w porównaniu do wspomnianych wyżej szlaków Velo Dunajec i Czorszyn, sprawia że tłumów tutaj nie ma. I dobrze.

Pętla, którą mamy do zaproponowania liczy trochę ponad 110 kilometrów, a jedynie pierwszych kilka prowadzi po ruchliwej drodze wojewódzkiej. Startem i metą jest Poronin. To w moim odczuciu miejsce idealne do rozpoczynania i kończenia podhalańskich tras. Leży w dolinie i z której strony jechać nie będziecie, to będzie z górki. Za to na początku można się odpowiednio rozgrzać.

Ruch w stronę Bukowiny Tatrzańskiej jest męczący nawet rano, gdy setki aut zmierzają w kierunku Głodówki i dalej na Łysą Polanę. Fragment ten mija jednak dość szybko, po czym odbijamy do miejscowości Brzegi. Jeszcze kilka lat temu wolałem tam bardziej wjeżdżać, niż zjeżdżać z powodu kiepskiego asfaltu, ale dzisiaj ten problem zniknął prawie całkowicie. Na przeważającej części wsi jest nowy dywanik, choć nie rozpędzajcie się za bardzo, bo w pewnym momencie czar pryska. Ostatni fragment do rzeki Białki jest dziurawy i trzeba bardzo uważać.

tatry spisz
Widok na Tatry

Mijając rzekę Białkę, żegnamy Podhale i witamy się ze Spiszem. To bardzo urokliwa kraina pomiędzy Tatrami, Pieninami i Podhalem właśnie z swoją charakterystyczną architekturą. Za Jurgowem udajemy się na drogę wzdłuż Potoku Wojtyczków. Droga łagodnie wznosi się do góry, by po skręcie w prawo na skrzyżowaniu zaskoczyć nachyleniem. To tutaj właśnie znajduje się ściana „Harnaś”, gdy gliczarowska Bukovina przestała być atrakcyjna i zjawiskowa dla Czesława Landa i Tour de Pologne.

Podjazd w Rzepiskach jest diamentralnie inny, niż ten w Gliczarowie. Nachylenie – choć mniejsze – trzyma dłużej, a nagrodą są widoki na Tatry, choć podjeżdżając to w trybie wyścigowym można ich nie dostrzec. Kilka kilometrów dalej, za wsią na Przełęczy nad Łapszanką dostajemy najwspanialszy widok na Tatry po polskiej stronie granicy. Niczym nie zanieczyszczony. Tylko natura i góry.

Tutaj żegnamy się z Polską i zjeżdżamy do Osturni. Najdłuższa wieś Słowacji zachwyca swoją odmiennością i charakterystycznym drewnianym stylem, który jest tu zachowany od wieków. Często porównuje się Osturnię z Chochołowem, jednak jest to nie do końca uczciwe. Style drewnianych domów w obu miejscowościach różnią się znacząco. Chochołów charakteryzuje surowość drewna, w Ostruni charakterystyczne są malunki na domach. I choć wieś jest opustoszała, a wiele budynków zaniedbanych, to klimat tego miejsca jest niepowtarzalny i warty doświadczenia.

W szczególności że właśnie tutaj rozpoczyna się (lub kończy, jak kto woli), słowacka część Szlaku Wokół Tatr prowadząca do Popradu i dalej na zachód. My jednak zjeżdżamy w dół i wracamy do Polski przez Kacwin. SWT będziemy pokonywać w ruchu przeciwnym do wskazówek zegara.

Od samej granicy ścieżka w znacznej mierze poprowadzona jest drogami pozbawionymi ruchu samochodowego, choć znaki informują że takie mogą się zdarzyć – dojeżdżające do własnych posesji. Nie jest to więc 100% droga rowerowa. Nie szkodzi, ruch jest marginalny i możliwy do policzenia na palcach jednej ręki.

Niektóre fragmenty szlaku potrafią zaskoczyć. Na przykład takie, gdzie po szybkim zjeździe jest zakręt 90 stopni w prawo, a za nim niedostrzegalna wcześniej ścianka 15% nachylenia. Zresztą cały fragment pomiędzy Kacwinem a Gronkowem zmęczyć potrafi bardzo mocno.

Łagodniej robi się dopiero w okolicach Nowego Targu. Tam docieramy jednak od strony Jeziora Czorsztyńskiego, wjeżdżając na chwilę na Velo Dunajec. Ruch robi się znacznie większy, bo i sama trasa jest przyjaźniejsza. Aż do samego Chochołowa ścieżka jest pełna innych rowerzystów, rolkarzy i użytkowników hulajnóg, co z jednej strony cieszy, z drugiej zmusza do większej uwagi podczas jazdy.

Za Chochołowem opuszczamy Szlak Wokół Tatr, by móc wrócić do Poronina. Nie kierujemy się jednak ruchliwą drogą przez Kościelisko, lecz odbijamy na Dzianisz i przez Gubałówkę i Ząb zjeżdżamy w dół, kończąc bardzo przyjemny dzień z Tatrami w tle.

Druga pętla to w znacznej mierze „Szlak Tour de Pologne” czyli trasa po której przez kilka lat odbywał się królewski etap narodowego wyścigu, decydujący o losach klasyfikacji generalnej. Kluczowym miejscem jest rzecz jasna podjazd w Gliczarowie – subiektywnie oceniając, nie taki straszny jak go malują.

Udostępnij

O autorze

Jeżdżę na rowerze. Podobno dużo. Na co dzień pracuję przy dużych zbiorach dziwnych liczb. Robię też zdjęcia -> www.birecki.photos I bardzo lubię pisać. Dlatego ten blog.