W 2018 roku podczas Rowerowego Forum Metropolitalnego władze pięciu województw podpisały list intencyjny dotyczący współpracy przy budowie nadodrzańskiego szlaku Blue Velo, którego początkiem miała być Brama Morawska, a końcem Morze Bałtyckie.

Przez kolejnych pięć lat w tym zakresie zmieniło się niewiele, poza budowanym już wówczas odcinkiem na Pomorzu Zachodnim. W pozostałych rejonach znaki Blue Velo – owszem – stoją, choćby w okolicach Oławy, ale szlak rowerowy w znaczącej mierze prowadzi po wałach przeciwpowodziowych, które zostały stworzone dla ochrony okolicznych terenów, a turystyka rowerowa niejako pojawiła się na nich „przy okazji”. W 2020 roku sprawdzałem ile i w jaki sposób da się przejechać wzdłuż Odry w stronę Opola. I owszem, Odra po po polskiej stronie pozwala by wzdłuż jeździć rowerem, ale czy można to nazwać szlakiem rowerowym o europejskim standardzie? Zdecydowanie nie.

A jak to wygląda u naszych sąsiadów? Zgoła inaczej! To, że Czechy potrafią ułatwić życie rowerzystom wiadomo nie od dzisiaj. Sieć ścieżek jest tak gęsta, że łatwo można się zgubić. Są to zarówno odseparowane od ruchu, dedykowane tylko rowerzystom drogi, jak i szlaki prowadzące po mało uczęszczanych drogach publicznych, a także leśnych duktach.

Trasa wzdłuż czeskiej części Odry stanowi fragment szlaku EuroVelo 4. Postanowiliśmy sprawdzić jak wygląda, dodając do trasy nieco górskiej wspinaczki po przedgórzu Beskidów, oraz drogę powrotną wzdłuż kolejnej rzeki – Ostrawicy. Start i meta naszej pętli znajdowała się w miejscowości Olza, na wygodnym parkingu przy miejscowym kościele, ale można ją rozpocząć również nieco dalej, w Zabełkowie, gdzie rozpoczyna się Pętla Meandrów rzeki Odry.

Tam też udajemy się w pierwszej kolejności. Betonowa nawierzchnia wijąca się w gąszczu różnorodnych roślin prowadzi aż do granicy w Chałupkach. Zanim jednak pokonaliśmy dawne przejście graniczne, musieliśmy przebić się przez targ staroci, który akurat tego dnia został tam zorganizowany.

Od samego przekroczenia granicy czesko-polskiej witają nas charakterystyczne żółte tablice wskazujące drogi rowerowe i odległości do kolejnych miejscowości. Pod tym względem Czechy nie mają sobie równych. Bardzo szybko znajdujemy się na dedykowanej trasie rowerowej, która w sobotni poranek zaskakuje ilością osób z niej korzystających. Młodsi i starsi, na każdym rodzaju roweru.

Co trzeba podkreślić, trasa w wielu miejscach pokazuje nam że została zbudowana już jakiś czas temu, a nawierzchnia nie jest pierwszej świeżości. Co jakiś czas zdarza się też fragment szutrowy, jednak jak to się na Śląsku przyjęło – są to same premiumy gravelowe, spokojnie da się je przejechać także na rowerze szosowym.

Tuż za lotniskiem Ostrawa zjeżdżamy z szlaku EuroVelo i odbjamy w kierunku górującej nad okolicą Lysej Hory. Rozpoczyna się urokliwy fragment z licznymi, choć krótkimi i niezbyt wymagającymi podjazdami. Trasa prowadzi cichymi i spokojnymi dróżkami, a ilość mijanych samochodów można policzyć na palcach obu rąk.

W miejscowości Frydlant nad Ostravici wjeżdżamy na kolejną ścieżkę, która poprowadzi nas z powrotem do Ostrawy – wzdłuż rzeki – a jakże! – Ostrawica. Kilka pierwszych kilometrów to świetny odcinek szutrowy, następnie równe i dobre asfalty. Niezmiennie, towarzyszą nam tłumy innych rowerzystów, którzy wyszli z domów mimo niespecjalnie sprzyjającej pogody (nieco ponad 10 stopni i przelotna mżawka).

Odcinek Frydlant-Ostrawa pełen jest małych barów, kawiarni i budek ulokowanych wzdłuż ścieżki co każe twierdzić, że w cieplejsze dni ilość rowerzystów korzystających z tej drogi jest jeszcze większa. Wcale nas to nie dziwi, bowiem trasa jest przyjemna, nie ma żadnych dużych przewyższeń i jest poprowadzona zdala od ruchu i centrów miast.

To z drugiej strony jest też minusem, ponieważ każdą z miejscowości omijamy bokiem i tak naprawdę nie jesteśmy w stanie poznać zaolziańskiej kultury i zabytków. To drobny minus, choć uzasadniony, w centrum ciężko byłoby wytyczyć bezpieczną ścieżkę dla rowerów. Zaś dla chcącego nic trudnego i zbaczając nieco z szlaku można zwiedzić najważniejsze miejsca.

Trasa nazwana przeze mnie „Brama Morawska” bowiem przebiega w znaczącej mierze po obniżeniu będącym granicą Sudetów i Karpat to idealne rozwiązanie na spędzenie rowerowego dnia nie męcząc się specjalnie. Polecam!

Udostępnij

O autorze

Jeżdżę na rowerze. Podobno dużo. Na co dzień pracuję przy dużych zbiorach dziwnych liczb. Robię też zdjęcia -> www.birecki.photos I bardzo lubię pisać. Dlatego ten blog.