Czym jest tytułowy mały rower? To rower, który jest odpowiedni dla niskiej osoby. Czy łatwo go dostać? A czy jeśli się go znajdzie, to czy można go kupić? I na jakie kompromisy trzeba pójść? Ile trzeba czekać? Odpowiedzi na te pytania znajdziecie poniżej.

2022 rok podobnie jak i 2021 nie jest łatwy dla branży rowerowej. Popandemiczny wzrost popytu na jednoślady, powiązany z – mówiąc ogólnie – problemami z dostawą komponentów spowodował, że kupno wymarzonego roweru nie jest prostą sprawą. Owszem, da się wciąż wejść do sklepu rowerowego i wyjść z niego z nowym rowerem, jednak nie zawsze będzie to rower marzeń.

By znaleźć ten jeden jedyny, czasami potrzeba sporo czasu i cierpliwości. Przekonaliśmy się o tym niedawno poszukując gravela dla osoby poniżej 160 cm. Już samo hasło „gravel” wśród sprzedawców w wielu sklepach rowerowych potrafi doprowadzić do wzrostu ciśnienia śródczaszkowego, a co dopiero „gravel w rozmiarze XS”. Taki mały rower, dla niskich osób.

Jakby tego było mało, nasze wymagania były bardziej wyszukane i doprecyzowane. Napęd jednorzędowy, hamulce hydrauliczne, wąska kierownica. Tak, wrzucanie 42 cm lub nawet 44 cm baranka do małych graveli to nie jest rozsądny pomysł drodzy producenci.

„- To może kupicie gravel dla dzieci?” – próbował nas puentować jeden ze sprzedawców. Haha, bardzo śmieszne.

Po długich godzinach spędzonych na śledzeniu wymiarów ram, analizowaniu platform sprzedażowych i przeczesaniu większości internetowych sklepów rowerowych w końcu się znalazł! Ramę Scott’a Speedstera znałem, bo sam przejeździłem na podobnej kilkadziesiąt tysięcy kilometrów. Były obawy o koła

„- Tylko czy wyślą to z tego Gdyni?

– A dlaczego mieliby nie wysłać?

– Bo niby Scottów nie wysyłają”.

Ale jak to?!

No i faktycznie tak właśnie było. Polityka Scott’a jest od wielu lat absurdalna i co najważniejsze – niezgodna z polskim i europejskim prawem. Co śmieszniejsze, oddziały marki w takich Niemczech, Francji, czy Szwajcarii już bezproblemowo sprzedają rowery wysyłkowo. W Polsce chyba czekają, aż karę dowali im UOKiK i oficjalnie zakaże takich praktyk, tak jak to miało miejsce w przypadku Treka.

Mimo szczerych chęci i załatwienia tematu dealerzy z Gdyni i z Wrocławia wcale nie garnęli się do sprzedania nam roweru. Cóż. Wasza strata.

Nasze morale w poszukiwaniu nowego jednośladu nieco spadły, ale nie poddawaliśmy się. Przeczesywaliśmy zagraniczne strony i choć taki Canyon i Rose mieli świetne rowery w dobrej cenie i z małymi ramami, to jednak były to rowery widmo. To znaczy można je zamówić, ale przyślą je kiedyś tam. Za pół roku, jak prom przypłynie. No chyba że nie przypłynie. To nie wyślą. Takie rozwiązanie nie wchodziło w grę.

I gdy wydawało się, że jedynym rozsądnym rozwiązaniem może się okazać budowa nowego roweru na wymiar, znalazł się on. Rondo Ruut. Co ciekawe, do tej pory pomijaliśmy polską markę, bo nie mieliśmy świadomości istnienia rozmiaru XS. Został on wprowadzony niedawno, więc w wielu materiałach z wymiarami nawet go nie było.

Okazało się, że wymiary reach/stack są odpowiednie. Rower stał też we Wrocławiu (a nawet dwa!) gotowy do przymiarki. Ruut w przeciwieństwie do innych producentów pozwalał na nieco większą swobodę działania. Regulowany kąt widelca Twin-tip, kierownica 38 cm w standardzie, pozwalały na zajęcie w siodełku całkiem wygodnej pozycji. Choć jeśli mowa o siodełku, RONDO drogie… Owszem w gwarancji jest coś tam, że klient zgadza się na różnice w specyfikacji bla, bla, bla.

Ale wrzucanie wąskiego i płaskiego siodła Fabric, choć miało być wygodne Selle Italia X to takie faux-pas. Być może nie było w magazynie przy pakowaniu, nie wiem. Ale to pierwszy element, który został zastąpiony ze starego rowera z Decathlonu. Drugim była sztyca, która przy tak małej ramie była zbyt długa (350 mm). Tak więc, mimo że rower się znalazł, to nie do końca spełniał oczekiwania. Ale to bolączka większości producentów, którzy wrzucają do rowerów „co popadnie”.

Ta mała dygresja zaburzyła nieco układ tego wpisu. Ale tak! Po kilku nieprzespanych nocach padła decyzja: dobra, bierzemy! Ruut należał do Natalii. Co warto dodać, rozmiar XS przyjechał na kołach 27,5″ do czego podchodziłem sceptycznie, ale dzięki takiemu zabiegowi mała rama wygląda „normalnie”. Rower ma za sobą już kilkaset kilometrów i nieco modyfikacji. Po górskiej przygodzie w Górach Sowich blat 42t został wymieniony na 38t. A po nieprzyjemnej przygodzie z kierowcą Audi (co zostało opisane w SM), fabryczną owijkę zastąpiła moim zdaniem najlepsza Supacaz Super Sticky Kush.

Udostępnij

O autorze

Jeżdżę na rowerze. Podobno dużo. Na co dzień pracuję przy dużych zbiorach dziwnych liczb. Robię też zdjęcia -> www.birecki.photos I bardzo lubię pisać. Dlatego ten blog.