– Gdzie jest ta pieprzona wieża? – ta wyraźna irytacja w głosie Natalii nie napawała mnie optymizmem. Do końca pozostawało wciąż 15 kilometrów brevetu Race Through Poland, ich pokonywanie ciągnęło się w nieskończoność a limit czasu zbliżał się nieuchronnie. Miałem ochotę udusić Piko za tę końcówkę. Przecież pokonywanie tego fragmentu w nocy nie miało żadnego sensu. Zamiast pięknych widoków na okolicę jedyne co widzieliśmy, to kolejne dziury pod kołami. Powiat kłodzki od wielu lat się pod tym kątem nie zmienił, niestety.

Race Through Poland – ta nazwa zobowiązuje

Nazwa Race Through Poland przyciąga jak magnes. Mimo, że miałem w pamięci każdą inną imprezę organizowaną przez Pawła Puławskiego łudziłem się że będzie łatwo. Co może nas zaskoczyć w drodze na Tąpadła? Przecież tam nie może kryć się nic nieoczekiwanego! – Nie może? – podświadomość przywoływała mi mówiącego to z uśmiechem na ustach Piko. Tak, nie ważne że to tylko brevet, to RTP – tutaj może zdarzyć się wszystko.

Począwszy od tego że organizator na trzy dni przed imprezą dokłada 20 kilometrów i 400 metrów pod górę. Hej! Było płacone za 200, nie za 220 – wewnętrzny bunt po otrzymaniu maila z ostateczną trasą kazał mi walczyć. Nie dla siebie, dla innych.

Słysząc kolejny raz w ciągu kilku godzin „Boję się”, wiedziałem że chyba ta poprzeczka została zawieszona nieco za wysoko. Wiedziałem już że nie będzie to przyjemna pętla wokół Balatonu, gdy Natalia po raz pierwszy (i jak do tej pory jedyny) przekraczała barierę 200 kilometrów.

Na domiar złego, wszystko wskazywało że akurat w tą sobotę pogoda popsuje się nie mniej niż w pamiętnym 2019 roku. Prognozy sprawdzane jeszcze o poranku przed startem dawały złudzenie, że może nie będzie tak źle. I nie musisz wcale czytać dalej, by słusznie domyśleć się że było. Jeszcze gorzej. Choć i tak pogoda nas nieco oszczędziła, w porównaniu do tych, którzy pokonali trasę szybciej.

race through poland brevet

Pierniki zjemy jutro

Udało się zmienić godzinę startu o pół godziny. To zawsze trochę więcej jazdy w ciągu dnia. Zwiększony limit czasu też dawał większy komfort i przez większość dnia nie spodziewałem się że do końca będziemy walczyć o to by się w nim zmieścić.

Nie zapowiadało się na to przez długi czas. Początek był bardzo przyjemny, choć poranek przywitał nas chłodnym wiatrem. Kilometry, które w dużej mierze były odwróconą kopią ubiegłorocznego brevetu „Serce Kotliny” pokonaliśmy stosunkowo łatwo.

Przed Bardem pogoda się popsuła a pierwsza zlewka z nieba zmusiła nas do przerwy na zmianę odzieży w wodoodporną. Choć wówczas jeszcze mieliśmy dylemat czy będzie to opłacalny ruch, kolejne godziny i pojawiające się deszcze pokazały, że warto było zrobić to właśnie wtedy. Ta przerwa sprawiła też, że nie zabawiliśmy na dłużej w bardzkiej piernikarni. – Pierniki zjemy jutro, a dzisiaj prosimy tylko o wpis w karcie brevetu – rzuciliśmy do obsługi tego niezwykłego miejsca i ruszyliśmy dalej.

Pojawiające się zza chmur słońce dawało złudne nadzieje, że następne godziny będą przyjemniejsze. Ale chmury wcale nie zamierzały odpuszczać. Na domiar złego w trakcie deszczu wzmagał się wiatr, a walka z nim nie należała do najłatwiejszych. Na szczęście opady nie były długotrwałe – choć intensywne -dzięki czemu już w zasadzie do końca brevetu jechaliśmy po mokrej nawierzchni, która wymagała ostrożniejszej jazdy.

race through poland

Tąpadła, czyli coś więcej niż przełęcz

Niewiele jest w Polsce miejsc, które można czy wręcz należy utożsamiać z kolarstwem. Kiedyś w mojej głowie funkcjonowała z szosową odmianą rowerowania, ponieważ przyciągało rzesze kolarzy z cienką oponą (w tym mnie). Było to jedyne miejsce w okolicach Wrocławia z możliwością kilkukilometrowego podjazdu. Ale nie rzadziej byli tu widywani rowerzyści górscy, którzy w masywie Ślęży i Radunii mają swój raj.

Wraz z rozwojem popularności rowerów gravelowych okazało się że te tereny to również doskonałe miejsce do eksplorowania szlaków również z barankiem na szerszej oponie. Powstałe w erze pandemii szlaki rowerowe zaczęły przyciągać zaś każdego, kto ma siły lub napęd elektryczny by Tąpadła na dwóch kółkach zaliczyć.

Gdy dotarliśmy do Przemiłowa, wydawało się że teraz będzie już z górki. Pożywny bufet, w tym niespodziewana kiełbasa opieczona przed chwilą na ognisku, oraz chleb z domowym smalcem – to było dokładnie to czego w tym momencie potrzebowaliśmy. Chwila przerwy pozwoliła odetchnąć od wiatru i ulew. Nie spodziewaliśmy się, że ta najgorsza dopiero przed nami.

– Nie, z tych chmur nic nie będzie – rzuciłem do powstrzymujących nas przed wyruszeniem przemiłowskich gospodarzy. Już trzy minuty później przeklinałem te słowa, gdy moje ciało było srogo obijane przez grad. Natalii mogłem powiedzieć jedynie – Przepraszam. Idiota ze mnie. Mogliśmy zaczekać.

Docierając do Przełęczy Sulistrowickiej znowu pojawiło się słońce, które pozwoliło szybko się wysuszyć. Przełęcz Tąpadła po deszczu przywitała nas chłodem i kazała wyciągnąć cieplejsze rękawice, które towarzyszyły nam już do samej mety.

Noc weryfikuje wszystko

Wydawało się, że wiatr po tej ulewie ucichł. Jechało się dobrze i choć dzień zbliżał się do końca byliśmy pełni nadziei by szybko dotrzeć na metę. Słońce zaszło za Górami Sowimi gdy byliśmy w okolicach Pieszyc, a patrząc na dotychczasowe tempo, wszystko wskazywało na to, że metę możemy osiągnąć w okolicach 21:30.

Noc i trasa, a może raczej trasa i noc bardzo szybko pokazały nam, że te optymistyczne przewidywania szybko należało zweryfikować. Na domiar złego znowu zaczął wzmagać się wiatr, a tablica oznajmiająca że dotarliśmy do powiatu kłodzkiego kazała spodziewać się na trasie najgorszego. I tak rzeczywiście było. Słabe i bardzo słabe asfalty w połączeniu z trudnymi podjazdami i nocą spowodowały znaczący spadek tempa.

Za przełęczą Wilczą do tego wszystkiego zrobiło się jeszcze zimno, a pomiar temperatury wskazywał 0 stopni. – Świetnie, to niech jeszcze teraz śniegiem walnie na sam koniec – pomyślałem. Bezpieczny czas do końca limitu zaczął się drastycznie kurczyć.

Zastanawiałem się co myślą Ci biesiadnicy w Wilczej patrząc na tych ludzi na rowerach, którzy w środku nocy, w deszczu, zimnie, wietrze co raz mijają ich imprezę. Bardzo chciałem wtedy tam zostać i miałem szczerze dość tego brevetu. Zresztą wielu innych poddało się wcześniej. Kto wie, czy nie podjęlibyśmy podobnej decyzji, gdyby nie fakt że w Polanicy stał samochód, a w nim klucze do domu. Tak czy inaczej nie było wyjścia, przynajmniej jedno z nas musiało tam wrócić.

Gdzie ta pieprzona wieża?

Wybiła 22:00, a my wciąż mieliśmy do pokonania 10 kilometrów, w tym jak się okazało – najgorszy podjazd na wieżę w Suszynie. Wprawdzie wykres na ekranie ostrzegał czerwonym kolorem przed tym czego należy się spodziewać, to aż takiego wyzwania na sam koniec się nie spodziewaliśmy. Podjechałem go chyba bardziej siłą woli niż nóg, wciąż walcząc z wiatrem wiejącym prosto w twarz.

Wiatr przeszkadzał też na zjeździe, do tego stopnia że cały czas trzeba było kręcić by się nie zatrzymać(!). O 22:45 dotarliśmy na metę w Polanicy. Całe trzy minuty przed końcem limitu czasu. Trudne to było wyzwanie. Naprawdę trudne. Wielu się poddało, co doskonale rozumiem. Warunki były ciężkie i wyniszczające. Dlatego tym bardziej jestem dumny z Natalii. Pokazała charakter i nie poddała się, mimo że było bardzo ekstremalnie ciężko, zaliczając swoją najdłuższą rowerową wycieczkę w życiu.

Kilka info z karty brevetu:

PK1 15 km Pałac Gorzanów – godz. 8:50 (47 minut po starcie) – Z czego jest zbudowane popiersie rycerza na dziedzińcu pałacu? – Z płyt CD

PK2 59 km Bardzkie Pierniki – godz. 11:18 (2 godziny 15 minut po starcie)

paweł piko puławski
Paweł „Piko” Puławski – legenda głosi, że kiedyś stworzy łatwą trasę swojej imprezy

PK3 108 km Pałac Roztocznik – godz. 14:37 (6 godzin 34 minuty po starcie) – Jaki jest numer latarni po lewej stronie od wjazdu do pałacu? – P02

PK4 124 km Pałac Piotrówek – godz. 15:21 (7 godzin 18 minut po starcie) – Jakiej marki lodówka stoi w pobliżu pałacu? – Mastercook

PK5 136 km Przemiłów – godz. 16:04 (8 godzin 1 minuta po starcie)

PK6 160 km Pałac Nowizna – godz. 17:52 (9 godzin 49 minut po starcie) – Jaki napis jest na blaszanych czarnych, południowych drzwiach pałacu? – ROGOW ME FECIT

PK7 171 km Kawiarenka Parkowa Bielawa – godz. 18:45 (10 godzin 42 minuty po starcie)

PK8 201 km Wiata Huberek – godz. 21:15 (13 godzin 12 minut po starcie) – Podaj duży żółty napis znajdujący się na stole wiaty – HUBEREK

PK9 213 km Wieża Suszynka – godz. 22:12 (14 godzin 9 minut po starcie) – Ile osób może wejść do wieży jednocześnie? – 50

FINAL 222 km OSIR Polanica – godz. 22:48 (14 godzin 45 minut po starcie)

Udostępnij

O autorze

Jeżdżę na rowerze. Podobno dużo. Na co dzień pracuję przy dużych zbiorach dziwnych liczb. Robię też zdjęcia -> www.birecki.photos I bardzo lubię pisać. Dlatego ten blog.