Wyspa Pag

Nieco senni, po nocy na lotnisku, tuż przed 6:00 rano wyruszyliśmy w kierunku miasta. Jeszcze spokojne o poranku drogi nie zapowiadały tego, co będzie nam dane doświadczać już kilka godzin później. Teraz najważniejsze było znaleźć dobrą kawiarnię. Rozbudzająca kawa to było to, czego potrzebowaliśmy w tej chwili.

W samym Zadarze nie zabawiliśmy zbyt długo. Po objechaniu głównych uliczek, udaliśmy w kierunku wyspy Pag. Staramy się unikać głównej drogi, jadąc to wzdłuż wybrzeża, to ścieżką rowerową (która okazuje się jedyną której doświadczyliśmy w Chorwacji), to zbaczając na szutrowe ścieżki. W pewnym momencie docieramy do szlabanu, a strażnik stanowczym gestem ręką każe się zatrzymać.

– This is private beach. You need pay 5 euro.

Ale jak to?! Przecież tędy prowadzi droga do następnej miejscowości. To jak się mamy tam dostać? Nie traciliśmy jednak czasu na jałowe dyskusje, które i tak nie przyniosłyby żadnego skutku i wycofaliśmy się. Na domiar złego zaczęły się problemy techniczne. Natalii przednia torba opadała tak, że ocierała o koło. Przyczyną było najpewniej przeładowanie jej. Gdy ten problem udało się rozwiązać i już mieliśmy ruszać, spostrzegłem że tylnym kole mojego roweru jest za mało powietrza.

– No świetnie się zaczyna!

A przecież już z samego rana walczyłem z tarczą hamulcową, która się wygięła w transporcie i na tyle mocno ocierała o klocki, że trzeba było zmienić ich ustawienie. Sytuacje te zmęczyły i zdenerwowały jednocześnie. Na domiar złego kolejne kilometry te zmęczenie miały tylko potęgować. Nieprzespana noc i spory ruch samochodowy to nigdy nie jest dobre połączenie.

Droga do Pag, miejscowości na wyspie o tej samej nazwie była męczarnią. Setki, jeśli nie tysiące aut jadących w jedną i drugą stronę wymagały niezwykłej uwagi i czujności. Wydawało się, że to już koniec sezonu, ale ruch tego sobotniego popołudnia wydawał się temu zaprzeczać. Wiem, że w Pag jest opcja ominięcia głównej drogi, ale nie do końca legalna. W pewnym momencie alternatywnego odcinka jest wyrwa w ziemi, a na komoot czytamy komentarz: „da się objechać, choć to niebezpieczne”.

Ryzykujemy jednak i jedziemy. Wyrwa, owszem jest, ale objazd nie wydaje się być niebezpieczny, choć zmusza nas po raz pierwszy do zejścia z roweru i wpychania. Lepsze to jednak, niż setki samochodów. Do Novalji, gdzie kończymy pierwszy dzień docieramy stosunkowo wcześnie, bo około 16:00. Wiemy jednak, że po nieprzespanej nocy, odpoczynek będzie długi. I tak po ogarnięciu się około 19:00 kładziemy się spać, by wstać dopiero następnego poranka.

Adriatic Road – Lika Touring Bike route

Na wyspie Pag nie bawimy za długo. Już o poranku opuszczamy miasto, kierując się na prom, który na nas przetransportować na ląd. Poza mostem, którym wjechaliśmy na wyspę wcześniejszego popołudnia, to właśnie promy pozwalają Pag na komunikację z resztą Chorwacji.

Kolejne nasze kilometry będą prowadzić przez Adriatic Road, która choć ma status drogi krajowej, to według zapewnień wielu osób ma być spokojna i cicha. Prowadzi tędy też główny szlak rowerowy regionu Lika, co każe sądzić że ruch jest akceptowalny. W dużej mierze tak też jest, samochody – głównie turystów mijają nas rzadko, ale też długim ciągiem, gdy akurat gdzieś do brzegu documuje prom. W przeciwieństwie do dnia wcześniejszego, jakość nawierzchni jest o niebo lepsza. Do tego widoki. Tak, widoki to zdecydowanie najlepszy argument, by podążyć właśnie tędy.

Niestety, w okolicach Senj ruch robi się coraz gęstszy, a popołudniowa godzina pozwala również na jazdę naszym szlakiem ciężarówkom. Siadamy w małej restauracji na uboczu i delektując się ćevapčići i owocami morza, próbujemy zmodyfikować naszą trasę, by móc zjechać z drogi głównej. To ma się udać dopiero za kilkanaście kilometrów, w Selce, gdzie znów będziemy jechać nad samym brzegiem Adriatyku. I co z tego, że pod prąd. W międzyczasie zaskakują nas jeszcze dwa podjazdy, które sprawiają, że na camping docieramy niemal równo z zachodzącym słońcem.

Udostępnij

O autorze

Jeżdżę na rowerze. Podobno dużo. Na co dzień pracuję przy dużych zbiorach dziwnych liczb. Robię też zdjęcia -> www.birecki.photos I bardzo lubię pisać. Dlatego ten blog.