Toskania wschodniej Europy

Ten jeden dzień pozwolił nabrać sił na ostatnią część wyprawy, która w stosunku do dni wcześniejszych miała być nieco trudniejsza. Dzienny dystans mieliśmy wydłużać (bo i przewyższenia miały nie być tak srogie), a prognozy pogody zapowiadały że i jakaś burza nas może złapać. Z Wiednia wyruszyliśmy więc wcześniej niż zwykle, nie wiedząc jeszcze że uda się tego dnia dojechać aż do Brna.

To właśnie czeskie miasto i jego okolice nazywane jest w naszym kraju wschodnią Toskanią. Ale prawdą jest, że prawdziwa wschodnia Toskania, z morzem winorośli i ukrytych piwniczek skrywających najróżniejsze trunki zaczyna się tuż za Wiedniem. Szlaki rowerowe prowadzą przez długie winnice i każą co raz wspinać się i zjeżdżać po okolicznych pagórkach.

Kofola i smažený sýr

Po przekroczeniu granicy z Czechami ten krajobraz nieco się zmienia. Pagórków jest jakby mniej, za to winnic – w szczególności tych ogromnych i produkujących na większą skalę więcej. Nas wino nie obchodzi tak bardzo, jak inne napoje naszych południowych sąsiadów. W pierwszym napotkanym sklepie kupujemy Kofolę. Dla tego smaku przejechaliśmy 1000 kilometrów!

Nieco dalej, smakujemy kolejnych czeskich przysmaków. Parek v rohliku i smažený sýr to oczywiście punkty obowiązkowe bez których wizyta w Czechach nie może się udać. Kulinarne uniesienia równoważą nam krajobrazy. Zwyczajnie – jest tak sobie. Brno odrzuca nas brudem i smrodem. Serio, już wiemy czemu Czesi śmieją się z niego, tak jak my z Radomia. To najgorsze czeskie miasto, jakie przyszło nam odwiedzać.

Nasza trasa kluczy wokół autostrady, więc wciąż słyszymy spory ruch samochodów i choć bezpośrednio nam nie utrudniają życia, to jednak męczą odgłosami silników. Dopiero za Prościejewem wjeżdżamy na ścieżkę rowerową, która jest częścią sieci EuroVelo (bij, zabij, nie pamiętam numeru, chyba 5). Docieramy do Ołomuńca, nad którym wiszą już ciężkie chmury.

Burzowe prognozy chyba się ziszczą tego popołudnia. Nie tracimy czasu na zwiedzanie (a szkoda!), i czym prędzej jedziemy za miasto, do wcześniej zabukowanego noclegu. Pro tip: po wcześniejszych perypetiach, Booking służy nam tylko jako pomoc w wyszukiwaniu, nie rezerwujemy już bezpośrednio. W tym przypadku rezerwacji dokonaliśmy za pomocą WhatsApp’a.

Zdążymy jeszcze pójść zjeść obiad do Hospudki i wypić piwo, zanim burza i deszcz rozkręcą się na dobre. Padać ma całą noc, ale jutrzejszy poranek zapowiada się już zdecydowanie lepiej.

Udostępnij

O autorze

Jeżdżę na rowerze. Podobno dużo. Na co dzień pracuję przy dużych zbiorach dziwnych liczb. Robię też zdjęcia -> www.birecki.photos I bardzo lubię pisać. Dlatego ten blog.