Wiedeń przyjazny rowerzystom
Zjazd do Wiednia miał być najprzyjemniejszym dniem wyprawy, nie sądziliśmy jednak że coś innego skutecznie nas zmęczy i sprawi, że będzie to… jeden z najtrudniejszych dni. Początkowo wszystko szło zgodnie z planem. Zjazd był przyjemny, choć dawał znać o sobie wiatr. Słońce też grzało coraz mocniej. Wiedzieliśmy, że w stolicy Austrii czeka nas upał od którego w ostatnich dniach nieco odpoczęliśmy przebywając na wysokości.
Wiatr wiejący w twarz i słońce to nie są sprzymierzeńcy dla rowerowych entuzjastów. Jeśli dodać do tego fakt, że w niedzielę niemal wszystko w Austrii jest pozamykane trzeba się spodziewać najgorszego. Z każdym kilometrem nogi kręciły się wolniej. Kulminacją był sam Wiedeń, którego pagórki wykończyły nas bezwzględnie. Na szczęście kolejnego dnia zamierzaliśmy odpoczywać i spędzić dzień na zwiedzaniu Wiednia. Na rowerze rzecz jasna.
Austriacka stolica, mimo pierwszych, niezbyt dobrych wrażeń, okazała się przyjazna rowerzystom. Bardzo dużo dedykowanych ścieżek, wydzielonych pasów. Samych rowerzystów też wyraźnie więcej niż w Polsce. Na pierwszy rzut oka wyróżniają się rowery cargo, których są tu tysiące, a ludzie korzystają z nich by odwieźć dzieci do szkoły, czy przewieźć zakupy. Czy to samo czeka nas w Polsce? Czas pokaże.
Bezapelacyjnie najlepszą rzeczą jaka nas spotkała jest ścieżka na wyspie pomiędzy dwoma brzegami Dunaju. Zieleń, cisza i spokój przyciągają tu mnóstwo fanów dwóch kółek. Rozciąga się ona na ponad 20 kilometrów i pozwala w centrum miasta na konkretną rundkę. Oczywiście, wzdłuż samego Dunaju jest też szlak rowerowy, który pozwala dotrzeć bez samochodów choćby do Bratysławy.
Rowery są mile widziane również w ścisłym centrum, wśród najważniejszych zabytków Wiednia. Oczywiście trzeba sporo uwagi poświęcić tłumom turystów, którzy niespecjalnie przejmują się jednośladami, ale zwiedzanie Wiednia na rowerze jest możliwe. Przez kilka godzin zrobiliśmy blisko 50 kilometrów, odwiedzając najważniejsze miejsca.